wtorek, 26 lipca 2016

8. Tragedia na Ceremonii Wyboru


 Gdy Siri weszła do jaskini miała wrażenie, jakby ktoś rzucił na jej oczy czarną płachtę. Dookoła panowała ciemność tak głęboka, że ledwo widziała swoje łapy. Ostrożnie ruszyła przed siebie, uważając, aby przypadkiem się nie potknąć o wystające z podłoża drobne skałki.
    - Ndoto? - zdawało jej się, że powiedziała to szeptem, ale w panującej ciszy jej głos zabrzmiał donośnie. Dźwięki odbiły się od ścian groty tworząc echo. Lwica lekko się skrzywiła. Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi.
    - Odezwij się, proszę. Chciałabym porozmawiać - poprosiła. Gdzieś w oddali usłyszała ciche warknięcie. Przełknęła ślinę i na chwiejnych łapach ruszyła w stronę przyjaciela.
    - Idź sobie, chcę pobyć sam - usłyszała głos obok siebie. Po chwili poczuła ciepły oddech na swoim karku. Nawet nie sądziła, że ktoś może się tak szybko i bezszelestnie poruszać w takich ciemnościach.
    - Ndoto, myślę, że po tym co się stało powinieneś poszukać wsparcia wśród przyjaciół - oświadczyła lwica.
    - Och, a ty kto? Pani psycholog? - prychnął.
      Siri jednak nie dawała za wygraną.
    - Wiem, że teraz jest ci ciężko. Nawet nie wiesz jak bardzo jest mi przykro z powodu śmierci twojego ojca, ale naprawdę nie powinieneś zamykać się przed światem.
    - Nie zamykam się przed światem. To świat zamknął się przede mną. A teraz już idź, miałem ochotę sobie pospać.
       W tym momencie fioletowooka nie wytrzymała. Skoczyła na lwa i z całej siły przygniotła go do ziemi. Pochyliła się nisko, aby móc go lepiej widzieć. Zauważyła tylko błysk w orzechowych tęczówkach.
    - Nie mów tak! Nie pozwalam ci tak mówić! Nie pozwalam ci się zamknąć w sobie i przesiadywać całe dnie w tej obrzydliwej jaskini! Tak, jest ciężko, jest smutno i źle, ale nie wolno nam się poddawać, bo inaczej nic nie osiągniemy. Nie uda się ponownie poczuć szczęścia. - początkowy krzyk zamienił się w szept. Siri pochyliła się nad przyjacielem. Czuła jak łapy jej drżą.
    - Wiem, jak się czujesz, bo kiedyś sama straciłam obojga rodziców. Również czułam smutek... nie, rozpacz. Byłam kompletnie załamana. Ale pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że to nie ma sensu. Bo po co się zadręczać przeszłością całe życie? Po co marnować łzy na coś, czego i tak nie możesz zmienić? Ten świat jest wspaniały i piękny, choć czasem nie widać tego na pierwszy rzut oka. Wystarczy się tylko rozejrzeć - poczuła, że oczy zaczynają ją piec. Nie mogła się rozpłakać. Nie tutaj, nie przy nim. Chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak głos uwiązł jej w gardle. Z trudem przełknęła ślinę i dokończyła drżąco: - Ndoto, nie chcę, żebyś się przez to zmienił.
       Jej uścisk zelżał. Lew był w stanie swobodnie się poruszać.
    - Siri... - odezwał się już łagodniej i wyciągnął w jej stronę łapę. Ale lwica już wybiegła z jaskini.

    Szaman uśmiechnął się ciepło, spoglądając na lwiątka.
   - Jakie wybraliście imiona? - spytał podnosząc na ręce księcia. Kociak ziewnął i otworzył zaspane ślepka. Głęboka zieleń jego oczu zwróciła uwagę stojących najbliżej lwic, które natychmiast z piskami rozczulenia rzuciły się w stronę małego księcia.
   - Taka - odezwał się dotąd milczący Ahadi.
         Mashariki pokiwał powoli głową. - Idealnie. Macie identyczne oczy - zauważył.
         Król wypiął dumnie pierś słysząc tę uwagę.
   - Wdał się w tatusia. Ale trzeba przyznać, że i tak bardziej przypomina Uru. Oby tylko kochana Machi nie odziedziczyła charakterku po mamie - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   - Machi? - królowa uniosła z powątpiewaniem brwi. Uwagę o swoim ,,charakterku" zignorowała. Przynajmniej na razie. - Ledwo się urodziła już wymyślasz jej jakieś niestosowne przezwiska? - pokręciła z dezaprobatą głową.
   - Wcale nie jest niestosowne! To nie przezwisko, tylko skrót imienia. Przecież do dzieci często się mówi tymi no... skrótami, nie?
         Brwi kasztanowej uniosły się jeszcze wyżej, o ile to w ogóle możliwe. - Cokolwiek masz na myśli zostaw to dla siebie. Ona ma na imię Machafuko - z dokładnością przesylabizowała ostatni wyraz.
         Ahadi westchnął przeciągle. Nauczył się, że w walce słownej to wybranka jego serca miała dominującą przewagę. To zawsze ona musiała mieć ostatnie słowo. No i nigdy nie widział bardziej upartego stworzenia.
         Mandryl udał, że nie usłyszał dyskusji pary królewskiej.
   - Czy wszystko już ustalone co do ich przyszłych funkcji w stadzie? - spytał królową.
   - Owszem. Nasz drugi syn w przyszłości dołączy do królewskiej straży, a córka stanie się główną lwicą polującą - oświadczyła.
   - Rozumiem, że szykuje się następna niespodzianka dla Askariego? - bardziej stwierdził niż spytał zielonooki, wyobrażając sobie nieszczęśliwą minę wojownika otoczonego przez niesforną dwójkę lwiątek. ,,Trójkę" - poprawił się w myślach, dołączając do obrazka Mufasę. Każde królewskie lwiątko musiało przejść obowiązkowe szkolenie, dzięki czemu nabierało doświadczenia w walce, polowaniu i pozostałych niezbędnych rzeczach. A któż nadawałby się lepiej do roli ich opiekuna niż sam dowódca wojska?
   - Niezapomniana niespodzianka - Uru pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.

~*~

         - Już czas - powiedział Mashariki wychodząc na Lwią Skałę z małym księciem na rękach. Ahadi chwycił Mach i raźno ruszył za nim. Królowa wypuściła z płuc powietrze, próbując pozbyć się nieprzyjemnego uczucia stresu.
    ,,Wszystko będzie dobrze" - powtarzała sobie w myślach.
         Idąca obok niej lwica o miodowej sierści posłała jej uspokajający uśmiech.
    - Nie masz się czym martwić - powiedziała łagodnie Bahati. - Jesteś ostatnio bardzo zmęczona. Powinnaś odpocząć. Mój synek wszystkim się zajmie.
         Władczyni spojrzała na nią z wdzięcznością. Istotnie, od kilku dni nie spała, co było widać wyraźnie przez głębokie wory pod oczami. Na ceremonię starała się je zatuszować, jednak jak widać - bez skutku.
         Stłumiła ziewnięcie i stanęła obok małżonka. Mufasa przemknął jej między łapami i usiadł obok, aby lepiej się przyjrzeć poczynaniom szamana.
         Pod Lwią Skałą zgromadził się już spory tłum zwierząt, które z niecierpliwością czekały na prezentację królewskich potomków. Uru przełknęła ślinę widząc tak licznie zgromadzonych gości. Gdy zbliżyła się do czubka skały pojedyncze rozmowy ucichły, a zebrani pokłonili się przed królową. Lwica chrząknęła.
    - Witam was bardzo serdecznie na dzisiejszej Ceremonii Wyboru i dziękuję za tak liczne przybycie! - zawołała donośnie, aby wszyscy mogli ją dobrze usłyszeć. Ahadi z uznaniem przekrzywił głowę. Już nie raz zastanawiał się jak takie małe, szczuplutkie stworzonko może mieć tak silny głos?

    - Babciu Bahati? - szepnął konspiracyjnie Mufasa szturchając łapką złotą lwicę - co to jest ta Ceremonia Wyboru?
         Lwica uśmiechnęła się ciepło.
    - Słyszałeś już o duchach przodków, kochanie? - spytała.
      Lwiątko podrapało się po głowie.
    - Coś tam tata o nich wspominał... - mruknął bez przekonania.
    - Rozumiem. Każdy wielki władca Lwiej Ziemi po śmierci trafia do nieba i zamienia się w jedną z gwiazd. Każdy z nich sprawuje opiekę nad wybranym potomkiem kolejnego króla. Nie zawsze jednak wiadomo kto jest naszym duchowym przewodnikiem. Ujawnia się on głównie przez nasze czyny i działania, które nas do niego upodabniają - lwica lekko się uśmiechnęła.
    - Łaa! Czyli ja też mam takiego przewodnika?! Ale super! Kto to, powiesz mi babciu? - złote lwiątko spojrzało na Bahati z podekscytowaniem.
    - Nie. Tylko nasz szaman wie kim jest twój przewodnik i nie masz co liczyć na to, że cokolwiek ci powie - lwica figlarnie puściła mu oczko i wytknęła język.
       Mufasa spuścił łebek. Po chwili jednak powrócił do niego dobry humor. - To się jeszcze okaże! - krzyknął wojowniczo i już chciał pobiec do Masharikiego, kiedy Bahati nadepnęła mu na ogon.
    - Później. Zresztą jeszcze nie skończyłam. Przecież pytałeś się o Ceremonię Wyboru - przypomniała.
         Lwiątko lekko się zmieszało. Przez całą opowieść o przodkach zapomniał o najważniejszym.
    - Właśnie podczas Ceremonii Wyboru lwiątku zostaje przydzielony jego opiekun - wyjaśniła krótko.  
         Mufasa poczuł kolejną falę ekscytacji. Automatycznie odwrócił głowę i przyjrzał się szamanowi, który uniósł w górę Takę. W jednej chwili jego uszy wypełnił ogromny hałas. Zwierzęta wzniosły głowy ku górze i wydały z gardła okrzyki euforii, które zmieszały się w jeden wielki jazgot. Ptaki wzniosły się do lotu i zatoczyły koło wokół mandryla. Chmury nad jego głową zakłębiły się i zza ich gęstej powłoki wytrysnął strumień światła oświatlając małego księcia. Lwiątko otworzyło szeroko zielone ślepka i z zainteresowaniem chłonęło wszystkie widoki.
          Stojący obok Ahadi nabrał powietrza do płuc i stanął obok małpy unosząc głowę, aby Machafuko, którą trzymał w pysku, była dobrze widoczna.
          Nagły podmuch wiatru zmusił go do przymknięcia oczu. Uszy wypełnił mu szum powietrza. Lew zamrugał zaskoczony. Zdawało mu się, że słyszy jakieś ciche, niewyraźne słowa. Wytężył umysł, żeby lepiej skupić się na dźwiękach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że początkowo bezsensowne i chaotyczne słowa układają się w tekst piosenki. Ryk zwierząt stopniowo cichł i z każdą chwilą zdawał się oddalać. Obraz się rozmazywał i okrywał mleczną mgłą. Zielonooki zamrugał kilkakrotnie, aby pozbyć się tego dziwnego uczucia. Jednak po chwili przestał walczyć z ogarniającą jego ciało błogością. Słyszał tylko miarowe bicie własnego serca i tę smutną melodię.

...Gdy mrok cię pochłonie wzywaj imiona ptaków
One nam pomogą w momencie zniewolenia...

           Rozdzierający krzyk.
           Ten dźwięk wyrwał go z transu. Zdrętwiał. Zdawało mu się, jakby temperatura nagle spadła o kilka stopni. Momentalnie odwrócił głowę w stronę przerażającego dźwięku.
           Uru siedziała parę metrów dalej posykując z bólu i przyduszając łapę do skroni. Jej ramiona lekko drżały jak podczas gwałtownego szlochu. Jednak gdy spojrzał w jej oczy, nie widział łez, tylko przerażenie. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że królowa wpatruje się w olbrzymiego ptaka szybującego nad jej głową. Zwierzę było ogromne, wielkością przypominało sępa. Gęste, czarne pióra pokrywały całe jego ciało. Ostry, zakrzywiony dziób zabrudzony był krwią.
           Nie czekając długo, lew podał przestraszoną Machafuko szamanowi i z głośnym rykiem ruszył na skrzydlatego napastnika. Za nim pobiegło grono najbliżej stojących lwic. Czarnogrzywy doskoczył do ptaka jako pierwszy i z impetem uderzył go łapą. Z gardła potwora wydał się przeciągły skrzek i stwór upadł na ziemię. Lew chciał już go dobić kolejnym ciosem, jednak zwierzę podniosło się i szybko wzbiło w powietrze. Zakręciło ostatnie koło nad Lwią Skałą i zniknęło gdzieś w oddali.

    - Uru, proszę powiedź coś - poprosiła roztrzęsionym głosem Bahati pochylając się nad królową. Kasztanowa jeszcze przez chwilę zdawała się niedosłyszeć jej słów, jednak po chwili jej oddech się unormował, a ona odzyskała kontakt z rzeczywistością.
    - Nic mi nie jest, tylko się przestraszyłam - odpowiedziała. O dziwo, głos jej nie zadrżał.
    - Na pewno?! - władca niespodziewanie pojawił się tuż obok i nagłym ruchem odciągnął łapę królowej, którą ta wciąż przyciskała do czoła. Poczuł na całym ciele dreszcze na widok obfitego strumienia krwi.
    - Mashariki!!! - wydobył z siebie paniczny krzyk.
              Wokół nich robiło się coraz większe zamieszanie. Zwierzęta podbiegały do pary królewskiej chcąc zobaczyć co się stało.
    - Kochanie, przecież mówię, że wszystko w porządku. Ten ptaszek zranił mnie w łuk brwiowy, dlatego tak krwawię. To naprawdę nic poważnego - powiedziała dziwnie spokojnym i słodkim głosikiem. Jej oczy powędrowały gdzieś w bok.
    - Uru, co ci jest, ty chyba nie wiesz co mówisz?! - zawołał z przerażeniem.
              Szaman ostrożnie uniósł głowę lwicy i przyjrzał się ranie.
    - Ahadi, połóż ją proszę, ja biegnę po zioła - przekazał cicho mandryl i ruszył pędem stronę swojego baobabu.
              Lew szybko pokiwał głową i delikatnie położył małżonkę na ziemi. Jej bursztynowe tęczówki biegały na wszystkie strony nie mogąc znaleźć miejsca do zatrzymania. Lew pochylił się nad jej twarzą, aby skupiła wzrok tylko i wyłącznie na jego osobie. Przełknął ślinę. Nie wiedział co się dzieje. Jakieś ogromne ptaszysko zaatakowało jego żonę, która teraz zachowuje się jakby postradała rozum. Ta uśmiechająca się zalotnie lwica nie mogła być jego Uru! Jego Uru jest poważna, dostojna i wspaniała! Ale nie szkodzi, wiedział, że jego żona jest silna. Że poradziła sobie z już nie jedną groźną sytuacją, a ta rana nie jest w stanie jej zabić. Bo przecież Uru jest niezniszczalna. Przetrwała w trudnych chwilach wiele razy i przetrwa kolejne lata. I każdego dnia będzie budzić się z tym najpiękniejszym uśmiechem, który tak w niej kocha.
    - Ahadi! Ahadi! - dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że lwica coś do niego mówi. Jej wyraz twarzy znów uległ zmianie. Widząc znany grymas niezadowolenia na jej pysku poczuł przypływ nadziei.
    - Te ptaki... one coś znaczą - powiedziała ochrypłym głosem. - Pamiętasz, kiedyś, jak się spotkaliśmy? Nad nami szybowały jastrzębie. Mówiłeś wtedy, że są piękne. Że każdy ptak ma w sobie coś wyjątkowego. Potem długo myślałam nad twoimi słowami. Zaczęłam obserwować te zwierzęta. Zaczęliśmy się częściej spotykać. Rozmawiać - mówiła to wszystko zduszonym głosem, jakby każde słowo sprawiało jej ból. Nieobecny wzrok skupiła gdzieś na niebie.
    - A potem zdałam sobie sprawę, że cię kocham. Że zawsze będziemy razem. Ahadi, przepraszam - jej głos w tym momencie się załamał, do oczu napłynęły łzy - ale nie potrafię dotrzymać tej obietnicy. Bo słyszę jak jastrzębie mnie wzywają do swojego królestwa.
              A potem zamknęła oczy i po prostu przestała oddychać.

_______________________
Zmówmy razem modlitwę za biedną duszyczkę królowej. Niech spoczywa w pokoju. Amen.
Akcja nagle poleciała w zbyt szybkim tempie, co mnie nie zadowala.  A ceremonia, jak to w moich opowieściach, zawsze musi się zakończyć jakąś katastrofą, więc coś musiałam tam pomieszać.  
I już nie wiem co napisać... Powyciągałam z szuflad wszystkie sentymenty pisząc ten ostatni fragment.
Pozdrawiam.

10 komentarzy:

  1. ONIE! Tylko nie moja ulubiona Uru. 💔 Po tytule można było się spodziewać tragedii, ale mogę się założyć, że na taką nikt nie wpadł. Czy mam rozumieć, że to już początek "chaosu"? Teraz szkoda mi Ahadiego, Mufasy oraz malutkich Taki i Machafuko, którzy pewnie nawet matki nie zapamiętają...
    Muszę przyznać, że potrafisz dobrze tworzyć klimat danej sceny. Opisy tonów głosu i dźwięków bardzo ułatwiają wyobrażenie sobie całej sytuacji. Chyba za to najbardziej lubię twoje opowiadanie. Widać, że umiesz opisać to co chcesz przekazać, dokładnie tak, jak zamierzasz. Wyczuwam, że przeczytałaś w życiu wiele książek :D
    Życzę weny na następny rozdział i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, naprawdę mnie zaskoczyłaś - oczywiście pozytywnie, bo uwielbiam, gdy dzieje się coś złego. Początkowo myślałam, że szaman upuści podczas prezentacji któreś z lwiątek, a tu takie coś... Śmierć Uru była bardzo niespodziewana, ale jak ładnie napisana *nie może wyjść z podziwu i nie, absolutnie się nie podlizuje*. Do końca miałam nadzieję, że jednak uda się ją uratować - najbardziej żal mi jej dzieci, a szczególnie maluchów. Zastanawia mnie też motyw ptaków - czy one mają coś wspólnegoz tym, co dzieje się przez Machafuko.
    I taki maĺy błąd - raz zamiast "Maschariki" napisałaś "Rafiki".
    Pozdrawiam i czekam na kolejne nieszcześcia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i to się nazywa Rooooozdział !
    Piękne...*ocieram łzy wzruszenia* no ale do rzeczy... Uru znowu wjeżdża ze swoimi ,,uprzedzeniami" do zdrobnień w imionach. Siri i Ndoto znowu w akcji...a Uchungu brak....nie no nie mam nic do tego ale bez niej byłoby nudno ;)
    Biedny, biedny Ahadi...(nie żeby mi Uru szkoda nie było ale...jednak Ahadi)
    Śmierć Uru była dość nieoczekiwana ale myślę że nasz Maschariki coś wykombinuje i królowa nie wykituje :( Ciekawi mnie przyszłość Mach (sorry Uru xd) i Taki. Mufasa będzie miał z Ahadim urwanie głowy z tymi urwisami. No to by było na tyle.
    Nie trać weny *błagam o to na kolanach*

    Nikita

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie :) Uru nie żyje :'( Smutno mi! Jednak bardzo ładnie to napisałaś :) Jej śmierć to wielki zaskoczenie, wybacz ale nie mogę się skupić na niczym innym. Już czekam na next :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. No po prostu nie wiem co powiedzieć (napisać). Zaskoczyłaś mnie, zupełnie nie spodziewałam się czegoś takiego. Śmierć Uru... Naprawdę szkoda mi lwiatek. I Ahadiego, jego chyba najbardziej... Został sam (no niezupełnie, ale ciii...!) z małymi dziećmi...
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  6. No nie!Jak mogłaś...jak mogłaś zabić Uru!Przecież to taka świetna bohaterka:(Nawet nie mam siły pisać sensownego komentarza bo po prostu mnie dobiłaś.Czemu akurat ona?!No i biedny Ahadi :'(Co on teraz pocznie bez swojej ukochanej przy boku.Bez jej cudownego uśmiechu i tej powagi.Nie no zaraz się chyba popłaczę:( A jak zareaguje Mufasa...już mi go szkoda.Akurat Machafuko (nie chcę wnerwiać Uru,dlatego napiszę pełne imię xd) i Taka nie bd pamiętać matki,ale i tak im współczuje.
    Jestem ciekawa jak zareaguje Ahadi na to wszystko bo wydaje mi się,że mocno odbije się to na jego psychice i np.może się bardzo zmienić nawet w stosunku do swoich dzieci.Czy da radę je wychowywać? No nwm:/
    Nareszcie Siri i Ndoto w akcji:D Nawet nie wiesz jak ich lubię,a szczególnie Siri <3.Ona jest tak optymistyczna,że aż ją za to podziwiam xd. No i ogólnie rozdział napisany jest perfekcyjnie :*Świetnie się go czytało.Jesteś mistrzynią opisywania emocji!Dobra to ja kończę...A no tak! Pamiętaj,że wisisz mi kolejny wspaniały rozdział napisany w szybkim tempie za to,że uśmierciłaś Uru xd
    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest kapitanie!
      Obiecuję, że prędko coś wstawię! ;)

      Usuń
  7. O.Kurcze.
    Już na początku jak pojawił się ten ptak podejrzewałam, że Uru nam wykituje, po czym ona oświadcza sobie spokojnie że nic jej nie jest, po czym jednak umiera O_o Można powiedzieć, że zaskoczyłaś mnie podwójnie xD Nigdy za nią nie przepadałam, ale i tak nie sądziłam, że zabijesz ją tak szybko.
    Rozdział jak zwykle super napisany, moim zdaniem idealnej długości i mega szybko i przyjemnie się go czytało :) Wyjątkowo ładnie wychodzą Ci opisy, zwłaszcza emocji i przeżyć bohaterów.
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział i liczę,że będzie Askari w końcu bo go uwielbiam <3

    A, no i szablon prześliczny, nic nie ucina, przynajmniej u mnie :DD

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział
    Uru nie umieraj! :(

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie, jak mogłaś?! Uru jest taką świetną postacią a ty ją zabiłaś?! Jesteś złym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń