piątek, 7 października 2016

#2 Notka Specjalna: Zwykły dzień Mufasy

Ja nie wiem, czy ja na haju byłam jak to pisałam, czy ktoś mi mózg podmienił, ale takiego nagromadzenia idiotyzmów w życiu jeszcze nie widziałam. Poziom głupoty w tej notce przekracza wszystkie unijne normy. Za uszczerbek na zdrowiu nie ponoszę konsekwencji.

CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!




     Złote źdźbła trawy łaskotały ją w nos, gdy cicho skradała się w stronę szarej myszki. Tylko siłą woli powstrzymywała się przed kichnięciem. Polowanie wymagało dużej precyzji i lwica prawdopodobnie już dawno by się poddała gdyby nie fakt, że najpierw musiała udowodnić swoim siostrom, że jest w tym naprawdę dobra. Posuwała się ostrożnie, pochylając się jak najniżej i prawie szorując brzuchem po ziemi. Zaczynała żałować, że zgodziła się na taki układ. Wyruszyła na sawannę zaraz po tym, gdy Dwala postawiła jej ultimatum: ,,Przestanę cię nazywać golonką, jeśli pokażesz jak świetnie polujesz".
     Beżowa lwiczka bezradnie pokręciła łebkiem. To się nazywają uroki mieszkania z trzema starszymi siostrami. Już od początku wiedziała, że nic z tego nie będzie. Już kilkakrotnie uczyła się łapania nawet najmniejszych gryzoni, jednak te jakimś cudem zawsze jej się wymykały.
     Mysz zatrzymała się i uniosła wysoko uszka, nasłuchując. Młoda łowczyni zamarła wpół kroku. Jej przyszły obiad uporczywie wpatrywał w gąszcz, w którym się ukrywała. Lwiątko przełknęło ślinę. Łapy zaczynały mu drętwieć przez niewygodną pozycję, w której się znalazło.
     ,,No już, odwróć się wreszcie" - pomyślało ze zniecierpliwieniem.
     Zwierzątko jakby słysząc jego myśli odwróciło się i zniknęło w zaroślach.
     Beżowa nie czekając dłużej wyskoczyła z kryjówki w stronę zdobyczy i... rozpłaszczyła się na rozgrzanym od promieni słonecznych kamieniu, którego wcześniej nie zauważyła. Jęknęła z bólu i zaczęła rozmasowywać pulsującą czaszkę. Niezgrabnie wdrapała się głaz i rozejrzała ukradkiem. Miała pewność, że nieznośne siostry zaraz wyskoczą z ukrycia i zaczną się z jej naśmiewać. Jednak na sawannie panowała głęboka cisza, przerywana tylko cykaniem świerszczy. Udając, że nic się nie stało dziewczynka wyciągnęła przed siebie łapkę i zaczęła czyścić ubrudzone kurzem futerko.
     Nie zauważyła tylko, że ktoś jej się przygląda.

     Mufasa już od kilku minut jak urzeczony wpatrywał się w pięknego anioła, którego Wielcy Królowie zesłani mu prosto z niebios. Złote źdźbła trawy kołysały się powoli na lekkim wietrze. Kropelki rosy opadały mu na nos i moczyły futerko. Gorące promienie słońca oślepiały go, a dokuczliwy skwar sprawiał, że cały obraz falował. Ten moment był dla młodego księcia magiczny. Jego serce zabiło mocniej.
     Anioł się wyprostował, wyciągając w stronę słońca smukłą szyję. Przeciągnął się, prostując zdrętwiałe kończyny i zeskoczył z głazu.
     ,,Jak ona ładnie zeskoczyła z tego kamienia" - pomyślał rozmarzony Muffy. Gdyby tylko ta niebiańska istota, która w rzeczywistości była przecież tylko arogancką, niezdarną lwiczką, miała odrobinę mniej szczęścia i spadła z podwyższenia, brązowooki pomyślałby pewnie: ,,Jak ona ładnie spadła z tego kamienia".
     Obiekt jego westchnień obrócił się i dopiero po chwili oczarowany książę zorientował się, że patrzy wprost na niego. Momentalnie przypadł do ziemi, mając nadzieję, że nie został zauważony. Chciał już odwrócić się na pięcie i uciec, jednak anioł już kroczył w jego stronę, więc ten pomysł okazał się bezsensowny. Jeszcze by wyszedł na tchórza, a co gorsze, podglądacza.
      - Hej - przywitała się niebiańska istota i uśmiechnęła się promiennie.
      - Cześć - mruknął Mufasa, udając, że wcale nie widział tego czarującego uśmiechu.
      - Nie widziałam cię tu jeszcze. Chyba stąd nie jesteś? - najwyraźniej anioł postanowił rozpocząć rozmowę. Usiadł przed księciem i pomachał zachęcająco ogonkiem.
      - No nie... Jestem z Lwiej Ziemi. Teraz akurat odwiedzam babcię - wyjaśnił. Nie chciał opowiadać jakie wydarzenia skłoniły go i jego młodsze rodzeństwo do tej nagłej "wizyty".
      - Lwia Ziemia? Wow, nieźle. Podobno mieszkają tam tylko wybrańcy. Niezły z ciebie arystokrata, co? - szturchnęła go przyjacielsko łapką. Mufasa spojrzał na nią niby oburzony.
      - Nie jestem arystokratą. Poza tym na Lwiej Ziemi nie mieszkają same ważne osobistości. To tylko siedziba władców. Reszta stada jest najzupełniej "normalna"! - nie wiedział dlaczego nie powiedział o swoich królewskich korzeniach. Nagła uwaga o arystokratach trochę go uraziła.
      - Widzę, że jesteś obeznany w temacie - mruknęła piękność i uśmiechnęła się zadziornie. - Ciekawe tylko czy umiesz polować... - mruknęła przyglądając mu się z uwagą. Mufasa wypiął dumnie pierś.
      - Oczywiście, że umiem! - zawołał.
     Beżowa uśmiechnęła się chytrze.
      - Udowodnij!

     Słońce przypiekało niemiłosiernie. Żar lał się z nieba strumieniami, a wszystkie zwierzęta skryły się przed upałem. Choć słońce sięgało już najwyższego punktu na niebie, dwa lwiątka niestrudzenie starały się upolować zwierzynę. A właściwie tylko jedno z nich. Cała zabawa polegała na tym, że niedoszła łowczyni spokojnie wylegiwała się na kamieniu niczym egipska bogini, a zlany potem Muffy niezdarnie próbował złapać uciekającego gryzonia.
      - I jak ci idzie? - spytała po kilku minutach lwiczka podpierając sobie głowę łapką.
     Złoty posłał jej spojrzenie spode łba. Ta tylko uśmiechnęła się zalotnie i zamrugała długimi rzęsami.
     Książę padł na ziemię, głośno dysząc. Starł łapą pot z czoła i już na dobre rozłożył się na nagrzanym od słońca gruncie. Jego towarzyszka posłała mu współczujące spojrzenie.
      - Już wymiękasz? No cóż, chyba zostawię cię samego - jęknęła z udawanym rozczarowaniem i zaczęła się oddalać. - A wyglądałeś na takiego silnego i niezniszczalnego - uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
      - Ej, czekaj! - tak jak myślała, lwiątko natychmiast się podniosło - Jak powiedziałem, że złapię tę głupią mysz, to ją złapie! - zawołał wojowniczo.
     Na te słowa beżowa rozpromieniła się i zajęła swoje miejsce na kamieniu. Wymościła się wygodnie, wyciągając przed siebie łapki, machnęła z zadowoleniem ogonkiem i uśmiechnęła jak prawdziwy anioł - Proszę, zaczynaj.

     Normalnie Mufasa nigdy nie zgodziłby się na coś takiego. Ale to była sytuacja wyjątkowa, tu chodziło o jego honor. Fakt, niepotrzebnie zgadzał się na to całe polowanie, ale nie mógł też odmówić. Teraz jak głupi ganiał za jakąś myszą, a ,,pani wszechświata" jak gdyby nigdy nic czyściła sobie paznokcie, rozłożona na skale. Gdyby nie była lwicą dałby jej nieźle w nos.
     Minęło sporo czasu nim na wpół żywy książę, choć zmęczony i zakurzony, powrócił szczęśliwy z pola bitwy z ofiarą w pysku. Takiego zakończenia nie wyobrażała sobie ani lwiczka, ani nawet on sam.
      - Proszę - powiedział i położył jej przed nosem martwą mysz.
     Beżowa z zachwytem klasnęła w łapki.
      - Cudownie. Poszło ci świetnie, choć trochę opornie. W przyszłości na pewno będziesz świetnie polować. Nie tak dobrze jak ja, ale zawsze - machnęła wyniośle łapką.  - Jak masz na imię? - zadała pytanie, które jakoś wcześniej wyleciało jej z głowy.
      - Mufasa - powiedziało lwiątko z dumnie niesioną głową.
      - Aha. Ja jestem Sarabi, wiesz to takie dostojne imię. Oznacza miraż. Rozumiesz? MI-RAŻ! Powiedz, czy to nie brzmi romantycznie? - zatrzepotała rzęsami.
     Dziedzic tronu poczuł się odrobinę niezręcznie.
      - No tak, rzeczywiście bardzo ładne - mruknął niewyraźnie pod nosem.
      - A teraz chodź, idziemy! - rzekła władczym tonem i zeskoczyła z kamienia.
     Lwiątko złapało swoją zdobycz i opornie ruszyło za nią.

      - Dwala! Dwala! DWAAAALAAA!!! - krzyczała tak już od kilku minut, przedzierając się przez gąszcz. Mufasa pokornie dreptał za nią, czując się trochę jak jakiś pies, który musi wykonywać wszystkie rozkazy swojego właściciela.
      - Już się poddałaś, golonko? - usłyszeli w pobliżu czyiś żeński głos, a po chwili chichot kilku osób.
      - Szybko, dawaj mysz - syknęła Sarabi.
     Muffy bez sprzeciwu podał jej martwą zdobycz, choć wciąż nie wiedział co się dzieje.
      - Ha, jeszcze czego! Zobacz co mam! - dodała już głośniej Sabby.
     Kępka trawy poruszyła się i po chwili wyskoczyła z niej biszkoptowa kocica. Przeturlała się parę metrów i jak żaba rozpłaszczyła się na ziemi. Chwilę jeszcze jęczała, klnąc pod nosem, by po chwili szybko powstać i z szerokim uśmiechem stanąć na wprost przybyszów i przyłożyć łapę do czoła jak podczas salutowania.
      - Dzień do-bry! Witam panią i pana, pardon chciałam powiedzieć panią golonkę, w naszych skromnych progach! Opłata za wejście - jedna mysz! - mrugnęła do nich i wystawiła język.
     O ile Mufasa już wcześniej nie wiedział co się dzieje, teraz zgłupiał już kompletnie i nieuleczalnie.
      - Oto mysz. Sztuk: jedna - powiedziała Sarabi kładąc przed Dwalą ofiarę. Biszkoptowa spojrzała na martwe ciało szeroko otwartymi oczyma - Gol... Sabby, jak ty to zrobiłaś?! - jednak po chwili się zreflektowała - Krócej być nie mogło? Żeby pół dnia uganiać się za jakąś myszą, przecież to nic trudnego złapać jednego małego gryzonia - oświadczyła z wyższością. - A tak właściwie to kto to? - wskazała łapą na księcia.
      - Mój sługa - machnęła niedbale łapką Sarabi. -Nikt nadzwyczajny, ale uparł się, żeby przyjść - skłamała, nawet nie zwracając uwagi na jego zdezorientowaną minę.
      - Super, chodźcie - Dwala w podskokach ruszyła przed siebie.
      - Sarabi... - mruknął niepewnie Mufasa
      - Słucham cię
      - Po co ci była ta mysz?
      - Żeby Dwala przestała mnie nazywać golonką, a co? - ta wiadomość go dobiła.
      - A teraz ta mysz na coś się nadaje?
      - A niby na co? Najwyżej jako padlina - wzruszyła ramionami wyraźnie znudzona tematem.
     Przyszły król odwrócił się jeszcze, żeby ostatni raz spojrzeć na zdrętwiałe ciałko swojej ofiary. To on tak się starał, biegał kilka godzin w skwerze, uganiając się za nią jak głupi, a ta lwica mówi mu, że to tylko po to, aby przestano się z niej naśmiewać?! Sam miał teraz ochotę stanąć przed nią i wykrzyczeć: ,,Ty obrzydliwa golonko!"
     Trawa zaczęła się rozrzedzać, a zastąpiły ją odłamki skalne. Niebawem trójka lwiątek stanęła przed średniej wielkości jaskinią.
      - Hej, dziewczyny! - zawołała donośnie Dwala w stronę czarnej jamy. Mufasa uniósł jedną brew. Z groty doszły ich jakieś zduszone głosy, potem jęki i po chwili wybiegły z niej dwie rozjuszone kotki.
      - Naanda, nic nie poradzę na to, że twój nochal jest wielki jak stąd na Lwią Ziemię! Ale nie martw się, jeśli wytarzasz się w błocie nikt cię nie pozna i nie będziesz się musiała dłużej martwić, że cała Afryka zobaczy jaką masz ,,cudowną" urodę!
      - A ty masz krostę na policzku, wiesz! Jest wielka i obrzydliwa! Obejrzyj się w wodopoju, założę się, że wszyscy na twój widok uciekną!
      - Ta, jasne, nie wymyślaj! - prychnęła tamta, ale już mniej pewnym głosem. - Dwala, powiedz, która z nas jest piękniejsza! - rozkazała.
     Biszkoptowa lwiczka uśmiechnęła się delikatnie, rozkładając szeroko łapki - Diku, Naanda! Nie kłóćcie się, proszę! To niszczy naszą siostrzaną miłość. Poza tym nie ma o co się spierać, obie jesteście jednakowo brzydkie!
     Siostry zawarczały i rzuciły się na siebie. Mufasa zszokowany wpatrywał się w tę scenę, nie wiedząc co ze sobą począć. Może wypadałoby się zręcznie wycofać i uciec jak najdalej od tych wariatek. Nie miał bladego pojęcia jak się zachować, ani co powiedzieć. Cała czwórka nowo poznanych lwiczek nie dosyć, że była okropna z charakteru, to jeszcze wszystkie siostry wyglądały niemalże identycznie. Jedynym wyjątkiem była Dwala, która odznaczała się najjaśniejszym futerkiem.
     Po kilku minutach zmęczone walką młode lwice padły na ziemię, próbując złapać oddech. Tylko Diku, która przypadkowo zauważyła swoje odbicie w pobliskim jeziorze, samotnie łkała pod cieniem akacji na widok malutkiego pieprzyka na policzku. Sarabi z ociąganiem podniosła się i ruszyła w jej stronę, aby jakoś ją pocieszyć, ale widocznie powiedziała coś niestosownego, bo Diku rozpłakała się na dobre i uciekła do jaskini. Niespecjalnie poruszona Sabby tylko wzruszyła ramionami i wróciła do Mufasy.
      - Co jej powiedziałaś? - spytał, choć miał wrażenia, że zaraz zacznie tego żałować.
      - Że nie ma się przejmować, bo nie wiadomo jak bardzo by była obrzydliwa i tak będę ją kochać. Tylko nie wiem dlaczego tak gwałtownie zareagowała.  - odparła spokojnie Sabby.
      ,,A ja chyba wiem" - pomyślał złoty lewek, ale bał się powiedzieć to na głos.
     Dwala i Naanda zainteresowane ich rozmową śmiało do nich podeszły. Książę z zakłopotaniem spoglądał na nie. Czuł, że powinien coś powiedzieć, ale nie miał pomysłu na rozpoczęcie rozmowy, a cisza stawała się coraz bardziej niezręczna.
      - Sarabi, Naanda jesteście do siebie bardzo podobne. Gdybym nie wiedział, że jesteście siostrami pomyślałbym, że Sarabi jest siostrą Naandy a Naanda siostrą Sarabi - powiedział dość nielogicznie i zaraz zawstydził się własnej głupoty.
     Kotki spojrzały na siebie z osłupieniem, po czym równo wybuchnęły śmiechem. Przyszły król Lwiej Ziemi niespokojnie spoglądał to na jedną, to na drugą, nie wiedząc czy śmiać się razem z nimi czy zapaść pod ziemię. Niezręczną sytuację przerwała Dwala, która z uśmiechem na ustach którego nie powstydziłaby się żadna urocza dziewczynka z krwawego horroru, oświadczyła, że teraz wszyscy będą bawić się w dom i Mufasa zostanie jej mężem.
      - Zaraz! - Sarabi stanęła przed nią, mierząc siostrę nienawistnym spojrzeniem. - Dlaczego to niby on ma być twoim mężem, co? Ja go pierwsza znalazłam - stanęła na palcach, żeby być wyższa i spojrzała na kremową z góry.
      - Ale kompletnie nie nadajesz się na żonę! Nic nie potrafisz! Ze mną będzie mieć o wiele lepiej! - napuszyła się.
      - Nie zapominajcie o mnie! Kim ja niby będę jak ty żoną, co?! - do rozmowy dołączyła się Naanda.
      - Ty? - Dwala spojrzała na nią marszcząc w skupieniu brwi. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią i oświadczyła: - sprzątaczką.
     Mufasa z rosnącym przerażeniem patrzył na Naandę, która wyglądała jakby zaraz miała wybuchnąć i rozniecić w pył całą sawannę. Siedząca obok Sarabi porywczo zerkała to na jedną to na drugą, gotowa w razie potrzeby przyłączyć się do sprzeczki. Nie musiała długo się czaić, bo rodzeństwo od razu rzuciło się sobie do gardeł. Lwice zaczęły się tarzać po ziemi i warczeć niczym żądne krwi jamniki.
     ,,To moja szansa!" - w głowie dziedzica tronu pojawiła się rozpaczliwa myśl. Książę odwrócił się na pięcie i dał susa przed siebie.
     ,,Uciekaj, uciekaj, uciekaj! Jak najdalej od tych wariatek! Uciekaj!" - tylko te słowa huczały mu w głowie gdy biegł na oślep przez rozległe tereny Słonecznych Pól.







___________
Jeśli dotrwałeś do końca powinieneś dostać nagrodę za wytrwałość i wyrozumiałość dla zrujnowanej psychiki autorki.




BTW, witajcie po długiej przerwie!