piątek, 18 marca 2016

#1 Notka Specjalna: Najlepszy przyjaciel

Cześć kochani!
Dzisiaj ważna wiadomość: mamy już ponad 10.000 wyświetleń! Jak dziś weszłam na bloggera i zobaczyłam statystyki, myślałam, że padnę na zawał! To dla mnie naprawdę bardzo duży sukces i dlatego na tę specjalną okazję przygotowałam notkę specjalną. Jest to krótkie opowiadanko niezwiązane z fabułą bloga. Nie powiedziałabym, że jestem nią zachwycona, ale jakaś zła też mi się nie wydaje. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
SPECJALNIE DLA WSZYSTKICH FANÓW TAKI/SKAZY!




Najlepszy przyjaciel


       Taka już od dłuższego czasu szedł samotnie przez sawannę. Słońce już chyliło się ku zachodowi, a niebo zmieniło kolor z jasnego błękitu na pomarańcz zmieszany z delikatnym fioletem. Można więc było bez wahania stwierdzić, że Lwia Ziemia wyglądała naprawdę wspaniale. Większość zwierząt ukryło się już w swoich norach i jamach, pozostawiając księcia sam na sam ze swoimi myślami. Wzrok lewka powoli ogarnął najbliższe tereny i zbocza, wlokąc się z jednego kamienia na drugi i wchłaniając cały obraz wieczornej sawanny.
         Większość stada już ułożyła się w grotach, przygotowując się do snu, jednak brązowemu jakoś udało się wymknąć z jaskini. Sam nie wiedział jak się tu znalazł. Coś po prostu kazało mu tu iść, więc zaufał instynktowi.
          Teraz milcząco spoglądał na czubki afrykańskich drzew, jakby oczekując od nich dalszych wskazówek. Czuł się nieswojo, gdy nikogo nie było przy nim. Przyzwyczajony był do bliskości swojej matki, opieki wesołych ciotek, czy nawet przyjacielskich szturchnięć Mufasy. Teraz słońce zachodzi. Jego zazwyczaj jasne światło blednie, a świat powija nieprzyjemna ciemność.
          Po drobnym ciałku lewka przeszedł dreszcz. Ciemność, ciemność... Jak on nienawidził ciemności! Dlaczego ona zawsze musiała nadchodzić po dniu? Dlaczego zawsze musiała go przerażać swoją groźną aurą i niebezpieczeństwem?
          Tak, książę zdecydowanie nienawidził mroku i wszystkiego co było z nim związane.
          Przyspieszył kroku zatapiając się w żółtej trawie. Chciał już wracać do domu. Jak najszybciej oddalić się od tych wszystkich czarnych myśli. Nie chciał znów zgubić się w ciemnościach i po omacku wypatrywać drogi powrotnej. Właśnie dlatego mrok go tak przerażał. Czuł, jakby był przez niego pochłaniany, jakby całkowicie się w nim zatracił i zgubił gdzieś prawdziwego siebie. To uczucie pojawiało się najczęściej nagle i niespodziewanie, jednak lewek miał wrażenie, że od czasu wybrania Mufasy na króla nasiliło się jeszcze bardziej.
          Gdy kiedyś podzielił się swoją teorią z rówieśnikami, ci tylko wyśmiali jego bujną wyobraźnię, jednak Taka uparcie utrzymywał na swoim.
          Od dłuższego czasu zastanawiał się nad złem, które czyha na niego. Lecz nawet po długich minutach, nie mógł wysilić się na wybranie odpowiednio logicznego rozwiązania.

          - Taka? - usłyszał nagle zdumiony głos tuż przy uchu. Odwrócił się gwałtownie w kierunku dźwięku. Obok stało złote lwiątko i przyglądało mu się pytająco. Książę westchnął z ulgą. Prawdę powiedziawszy spodziewał się raczej niemiłego spotkania z ojcem, niż przypadkowego wpadnięcia na brata.
          - Co tu robisz? - spytał brązowy, przyglądając się uważnie Mufasie. Jego niegdyś krótka grzywka, teraz już prawie opadała na oczy i nabrała rudawego odcieniu. Sam lew urósł i teraz znacznie prześcignął wzrostem zielonookiego. Również jego orzechowe oczy, w których niegdyś zobaczyć można było wesołe iskierki, teraz spoważniały i napełniły się dumą.
          - Mógłbym się ciebie zapytać o to samo! Jest już wieczór, powinieneś spać w grocie! - stwierdził Muffy z właściwym sobie tonem starszego i o wiele mądrzejszego brata.
          - Chciałem... porozmyślać - bąknął niewyraźnie lewek odwracając wzrok.
          - Porozmyślać? Teraz? Wieczorem? Przecież ty boisz się ciemności! - zawołał z niedowierzaniem i lekką kpiną w głosie przyszły król. Normalnie Taka pewnie obraziłby się za te słowa i rzucił jakąś ciętą ripostę, ale w tym momencie kompletnie stracił ochotę na przekomarzanie się z bratem.
          Mufasa westchnął i nie czekając długo ruszył przed siebie. Brązowy podreptał za nim, nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić. Między nimi panowała nieprzyjemna cisza, jednak nie przerwali jej. Przez sawannę rozchodził się jedynie miarowy dźwięk ich kroków.
          Ostatecznie złoty przystanął pod rozłożystym drzewem i uniósł łeb ku górze. Niebo nabrało odcieniu granatu i teraz widać już na nim było pojedyncze gwiazdy. Książę przymknął oczy wsłuchując się jak delikatny wiatr wypełnia mu uszy i ogarnia ciało uspakajającym oddechem.
          - A teraz - przemówił po chwili - chciałbym, abyś powiedział mi co się stało.
          Taka nieśmiało przebrał z nogi na nogę. Co się stało... Żeby to można było tak łatwo powiedzieć! Na ogół nie dzielił się z nikim swoimi przemyśleniami. Po tym, jak potraktowali go członkowie stada wolał jednak przemilczeć wszystko. Ale... chyba mógł opowiedzieć o tym swojemu bratu? Mufasa zawsze go wspierał w najtrudniejszych chwilach. Byli praktycznie nierozłączni i mogli na sobie polegać.
          Początkowo nieśmiało i nieporadnie zaczął powoli opowiadać o wszystkim. Z każdym słowem jednak nabierał odwagi i śmiałości. Czuł dziwną lekkość, gdy mógł się wreszcie komuś wyżalić ze swoich tajemnic. Na koniec przyjrzał się uważnie bratu. Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę panowała między nimi krępująca cisza. Mufasa spojrzał w gwiazdy.
          - Taka... - szepnął nie odrywając wzroku od niezwykłych konstelacji i wzorów, które widniały nad jego głową - opowiadałem ci kiedyś o Wielkich Królach? - gdy usłyszał przeczącą odpowiedź uśmiechnął się lekko i kontynuował wypowiedź: - Tata mi powiedział, że w niebie żyją wszyscy wielcy władcy z przeszłości. Każdy z nich po śmierci znajduje swoje miejsce na niebie, a gwiazdy są ich oczami, którymi obserwują dzisiejszy świat. Więc, pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek poczujesz się samotny czy smutny, to Wielcy Królowie na pewno ci pomogą. Ja też - ostatnie dwa słowa dodał z szerokim uśmiechem na pyszczku. - Jak myślisz, co jest powodem tego niebezpieczeństwa, które czyha na ciebie z mroku? - zapytał. Brązowy przyjrzał mu się uważnie. Nigdy nie podejrzewał swojego brata o taką elokwencję. Cóż, Ahadi musiał go nauczyć tak się wypowiadać... I w tym właśnie momencie coś go olśniło. Poczuł niemiły uścisk w sercu i zerknął niepewnie na dziedzica tronu.
          - Bracie... - odezwał się - jeżeli ty będziesz królem, to kim ja zostanę w przyszłości? - na chwilę znów doznał tego dziwnego uczucia grozy. Zatrząsł się lekko.
          Brązowooki przez chwilę przypatrywał mu się zaskoczony, po czym zmarszczył brwi, co świadczyło o jego głębokim skupieniu. Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Położył łapę na sercu brązowego. - Taka, ty będziesz... - zaczął uroczyście - najwspanialszym bratem i najlepszym przyjacielem, jakiego król mógłby kiedykolwiek mieć - był pewien, że w oczach brązowego widniało szczere wzruszenie.



          Sądząc po położeniu słońca nadchodził już wieczór. Do wąwozu wpadały ostatnie promienie dnia, aby wkrótce zniknąć i ustąpić miejsca smutnej szarości. Zdawało się, że wszystko zamarło w bezruchu. Śpiew ptaków ucichł, oddalając się stopniowo, aż wreszcie całkowicie zamilkł, pozostawiając Lwią Ziemię w uczuciu narastającej melancholii. W taki wieczór jak ten, całe lwie stado zaszyło się w jaskini, nie mając zamiaru wychodzić z niej aż do rana. Tylko jeden lew znajdował się wciąż poza bezpieczną grotą i trwał tak w głębokiej zadumie. Lekki wiatr rozwiewał jego czarną grzywę, która opadała mu na zielone ślepia. Widział jak słońce kryje się już za horyzontem, a najbliższe tereny ogarnia ciemna płachta. Ten wieczór zdawał się naprawdę wyjątkowy. Zdawało mu się, że znów powracają dawne wspomnienia, które tak skrupulatnie starał się ostatnimi czasy wymazać z pamięci.
          Po raz ostatni odwrócił się za siebie. Jego wzrok natrafił na ciemny kształt, który nieruchomo leżał pod złamanym drzewem. Westchnął cicho. Nie chciał, żeby to wszystko rozegrało się w ten sposób, ale widocznie nie było innej rady. Najlepszy przyjaciel... Zdawało mu się, że słyszy w uszach uroczysty głos złotego lewka, który niegdyś tak często dodawał mu otuchy w najtrudniejszych chwilach.
          Potrząsnął tylko zdenerwowany głową. ,,Też mi coś, braciszku" - pomyślał ze złością i nie czekając dłużej ruszył przed siebie zatapiając się w wiecznym mroku...

czwartek, 10 marca 2016

4. Dar Czystości

     Lwica powoli otworzyła oczy. Chwilę beznamiętnie przypatrywała się szaremu sufitowi, po czym przewróciła się na drugi bok ziewając cicho. Ciężkie powieki opadły, a fioletowooka spróbowała powrócić do świata beztroskich zabaw i sennych marzeń.
          - Siri! Siri, no obudź się wreszcie! - zmarszczyła nos i zawarczała głucho niezadowolona z natarczywego głosu, który nie pozwalał jej zasnąć.
          - Pobudka śpiąca królewno!!! - podskoczyła przerażona tym nagłym hałasem, przez co boleśnie uderzyła się w głowę o sufit.
          - Zamknij się Ndoto - syknęła nie pytając nawet jak trafił do jej groty, skoro poprzedniego dnia rozstali się przed Lwią Skałą.
          - Wybacz - mruknął nieco speszony, widząc jak lwica rozmasowuje czaszkę.
          - Świetnie. Na sto procent będzie guz - mruknęła niezadowolona. Rudy lew już i tak lekko zdenerwowany całą tą sytuacją podszedł do koleżanki i delikatnie uniósł jej głowę, dokładnie oglądając miejsce, w które się uderzyła.
          - Pokaż - mruknął.
      Siri uśmiechnęła się do siebie. Skoro Ndoto już tu przyszedł i czuje się winny za jej ból głowy, to co jej zaszkodzi trochę poudawać?
          - Tutaj - powiedziała płaczliwym głosem wskazując na swoje czoło.
      Lew zacisnął szczęki i marszcząc jedną brew przyjrzał się twarzy fioletowookiej.
          - Ja tu nic nie widzę - stwierdził wreszcie.
          - Jasne, najpierw tu wpadasz z wrzaskiem, a teraz udajesz, że nic się nie stało - mruknęła niezadowolona. Jednak po chwili ją olśniło. - Hej, właściwie co się stało, że przyszedłeś? - spytała podejrzliwie.
      Ndoto odsunął się od niej i spojrzał jej w duże, fioletowe oczy. Po chwili uderzył się łapą w czoło.
          - Musisz koniecznie coś zobaczyć! - zawołał i pociągnął ją za łapę. Lwica posłusznie pobiegła za nim
          - Ale o co chodzi? - zawołała, starając się przekrzyczeć skrzek przelatującego jej nad ich głowami klucza ptaków. W odpowiedzi książę posłał jej szeroki uśmiech.
          - Zobaczysz! - odpowiedział nie ukrywając radości i wyraźnej ekscytacji w głosie.


      Zatrzymali się dopiero pod baobabem szamana. Lwica opadła na ziemię zmęczona. Z trudem łapała powietrze. Po czole spływały jej kropelki potu. Dawno tak bardzo się nie zmęczyła. Ciekawe jaki dystans przebiegli?
      Rudy lew usiadł obok niej, równie zmęczony, ale także niezwykle szczęśliwy.
          - I jak się podobało? - zagadnął z uśmiechem i przetarł łapą mokre czoło.
   Siri posłała mu karcące spojrzenie.
          - Następnym razem jak będziesz chciał spalać kalorie po prostu powiedz - warknęła, jednak po chwili kąciki jej ust drgnęły i ułożyły się w delikatnym uśmiechu.
     Brązowooki zachichotał. - Nie o to chodziło. Chodź - powiedział i kiwnął do niej łapą, aby się podniosła.
     Lwica wstała niechętnie, lekko się krzywiąc. Nie miała ochoty się ruszać, jednak posłusznie ruszyła za kolegą.
          - Zobacz - powiedział cicho podchodząc do miejsca, w którym poprzedniego dnia rozlał odrobinę fioletowego płynu.
     Nastolatka ostrożnie tam podeszła. Niespodziewanie jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
     W miejscu zetknięcia płynu z ziemią znajdował się kwiat. Na jego granatowej łodydze świeciły delikatne kropelki wody, które w delikatnym blasku pierwszych promieni słońca mieniły się w kolorach tęczy. Liście miały jasnobłękitny kolor lodu. Były tak delikatne i cienkie, że lwica widziała zielone żyłki biegnące przez nie. Zdawały się lekko pulsować i poruszać. Jednak największą uwagę Siri przykuły duże płatki w kolorze lawendy. Unosił się z nich niezwykle przyjemny, słodki zapach, który pobudzał zmysły młodej zwiadowczyni. Jej oczy zaświeciły się ze szczęścia i podekscytowania. Pochyliła się niżej i zauważyła z zaskoczeniem, że roślinka emanuje delikatnym, białym światłem. Wcześniej nie zauważyła tego, z powodu wschodzącego słońca.
          - Naprawdę piękny - powiedziała z podziwem, odwracając się w stronę rudego lewka. Ndoto wyszczerzył się szeroko.
          - Mashariki zrobił ci chyba niezły prezent. Ciekawe skąd on to wszystko bierze - zauważył. Siri zamyśliła się na chwilę. Przypomniała sobie rozmowę z mandrylem o Uchungu. Chciałaby go jeszcze o coś spytać.
      Zmrużyła oczy, gdy promienie słońca zaczęły brutalnie w nie wpadać. Zaraz... promienie słońca?
          - O rany, muszę lecieć! - podskoczyła nagle przypominając sobie o dzisiejszym spotkaniu z Askarim. Nie zwracając uwagi na mocno zaskoczonego i zdezorientowanego księcia ruszyła przed siebie.


      Uchungu pochyliła się nastawiając uszu. Zdawało jej się, że właśnie usłyszała jakiś ruch w krzakach. Instynkt podpowiadał jej, że się nie myli. Zmarszczyła brwi. Długie lata sprawiły, że potrafiła dokładnie wykryć zagrożenie, jednak czas spędzony w więzieniu sprawił, że coraz częściej musiała radzić sobie ze swymi pomyłkami. To wszystko ją denerwowało. Cholernie denerwowało. Nie była przyzwyczajona do popełniania błędów. Nigdy wcześniej się nie myliła, a nie zawsze była w stanie się poprawiać.
       Warknęła wściekle. Tym razem nie pozwoli sobie nawet na najdrobniejszą pomyłkę. To było już poniżej jej godności.
        Spięła się mocno i cicho nabrała powietrza. Czuła jak jej mięśnie się napinają. Odczuwała każde ich delikatne drżenie i nawet najdrobniejszy ruch naciągniętego ścięgna. Przywarła brzuchem do ziemi i zaczęła powoli sunąc w stronę, z której dochodził niepożądany dźwięk. Każdy krok stawiała ostrożnie i precyzyjnie.
          - No pokaż się - powiedziała cicho, z lekkim rozbawieniem w głosie, a jej usta wyciągnęły się w przerażającym uśmiechu. Oblizała wyschnięte wargi.
      Krzak znajdował się od niej zaledwie w odległości kilku metrów. Schyliła przednią część ciała przygotowując się do skoku.
       Tuż przed twarzą zaświecił jej blask czerwonych tęczówek. Coś ciężkiego spadło wprost na nią i przygniotło do ziemi. Poczuła na twarzy gorący oddech. Szybko przeanalizowała swoje położenie. Zwinnie prześlizgnęła się między łapami napastnika i po chwili stała tuż przed nim.
      Lew dyszał ciężko. Patrzył na Uchungu nienawistnym wzrokiem. Gęsta, brązowa grzywa opadała mu na powieki.
          - Ja, władca Doliny Światła rozkazuję ci diable, opuścić moje ziemie i... - nie dokończył. Brązowa z nienaturalną prędkością doskoczyła do niego i oparła się całym ciężarem ciała na jego klatce piersiowej. Łapą schwytała jego szczękę i ścisnęła mocno, przyciskając przy okazji pazurami na gardło. W tej pozycji mogła bez problemu patrzeć mu w oczy. Uśmiechnęła się drapieżnie, zaciskając mocniej jego pysk.
          - A teraz posłuchaj kochany, co ja mam ci do powiedzenia - powiedziała groźnie. Jej błękitne tęczówki wydawały się lodowate i zimne. Całkowicie pozbawione emocji i wyrazu. Jedynie dziki błysk w nich nadawał im przerażającego wyglądu.
          - Muszę dotrzeć na Lwią Ziemię, rozumiesz śmieciu?! Nie obchodzi mnie kim jesteś, ani co o tym myślisz. Jeśli natychmiast nie zejdziesz mi z drogi, zabiję cię! - ryknęła przenosząc łapy na gardło lwa i powoli coraz mocniej je zaciskając.
      Z satysfakcją patrzyła jak jej przeciwnik wyrywa się i dyszy, niezdolny by wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa. Z uśmiechem przydusiła go do pnia pobliskiego drzewa, aby trudniej mu było się oswobodzić.
      Resztkami siły odepchnął lwicę od siebie. Uchungu cofnęła się o kilka kroków, próbując złapać równowagę. Jej uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, o ile to było w ogóle możliwe.
          - Czyli jednak nie poddasz się bez walki. Cudownie, więc pobawmy się! - mówiąc to wskoczyła mu na grzbiet i wbiła się zębami w jego szyję. Poczuła jak ciepła krew spływa jej po pysku. W ustach czuła jej metaliczny smak. Oderwała się od swojej ofiary i oblizała się. Tak dawno nie czuła świeżej krwi! Tak bardzo jej tego brakowało! Nie namyślając się długo, ponownie wczepiła się w swego przeciwnika, który próbował wyswobodzić się spod jej ciężaru.
      Po kilku długich minutach szarpaniny samiec został ostatecznie powalony przez lwicę. Jego rudą sierść pokryta była grubą warstwą kurzu i brudu. W niektórych miejscach kępki futra sklejone były szkarłatną krwią. Oddychał ciężko i z wyraźnym trudem łapał powietrze. Jego przerażony wzrok błądził po twarzy nieznajomej. Ta na ten widok jedynie lekko się uśmiechnęła i zlizała z brody kropelkę krwi.
          - Wyglądasz żałośnie - podsumowała i jak gdyby nigdy nic przejechała językiem po łapie, zaczynając czyścić swoją czekoladową sierść. Lew mrużąc oczy obserwował jej poczynania.
          - Sam się poddajesz i decydujesz na swój los, prawda? Chcesz temu zaprzeczyć, jednak już dawno pogodziłeś się ze śmiercią. Jesteś gotów opuścić ten świat, swoją rodzinę oraz królestwo nie bacząc na konsekwencje tej decyzji. Dla ciebie liczy się jedynie własne dobro. Myślisz, że twoja śmierć uwolni cię od złego losu? - przekrzywiła łeb wbijając w niego lodowate spojrzenie. - Jeśli tak myślisz, to jesteś żenujący! - warknęła i podniosła się.
      Władca spojrzał na nią błagalnie. Po wyczerpującej walce nie był w stanie mówić, ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chwytając go w okolicach gardła, lwica prawdopodobnie uszkodziła jego struny głosowe. Wciąż czuł w tym miejscu piekący ból. Co chwilę robiło mu się ciemno przed oczami, a informacje docierały do niego z wyraźnym trudem. Teraz jednak nie zwracał na to uwagi. Jego zmęczony umysł przetwarzał właśnie słowa morderczyni. Zastanawiał się nad prawdą tych kilku zdań. Czy naprawdę chciał zginąć, gdy stanął jej naprzeciw? Oczywiście, że nie. Pragnął żyć dalej, w szczęściu i radości razem ze swoją rodziną i bliskimi. Tego właśnie pragnął. W obawie o bezpieczeństwo syna wysłał go na Lwią Ziemię. Inni jego krewni z niecierpliwością oczekują jego powrotu z patrolu. Czy miał zamiar ich teraz tak po prostu opuścić? A co z jego ziemią, cudowną krainą, w której spędził beztroskie dzieciństwo? Czy ona wraz z jego upadkiem również się rozpadnie?
      Nie, nie chciał umrzeć. Nie mógł tak po prostu się poddać. Bez względu na to, co powiedziała ta lwica, pragnął ochronić swoją własność.
      Nie zwracając uwagi na silny ból, który szybko rozprzestrzeniał się po całym ciele, podniósł się chwiejnie i stanął naprzeciw swojej rywalce. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Jego czerwone tęczówki zetknęły się z chłodnym błękitem ślepi lwicy. ,,Ogień napotkał lód" - pomyślał wystawiając pazury. Ogień nie był w stanie pokonać lodu, ale zawsze mógł go w jakimś stopniu roztopić i zmniejszyć jego potęgę. Skoro to jego ostateczna walka, postara się, aby przebiegła honorowo.
      Uchungu rozpromieniła się, widząc determinację swojego przeciwnika.
          - Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się tego. Jednak nie jesteś tak słaby na jakiego wyglądasz - powiedziała z lekką kpiną, mimo że w środku kłaniała się przed nim z uznaniem. Rzadko spotykała takie lwy. Często już na początku się poddawały i pozwalały się zabić. Uchungu nie lubiła mordować, jeśli ofiara zgadzała się na wszystko. To po prostu wydawało jej się nudne. O wiele bardziej wolała najpierw nieco poznęcać się nad swoją zdobyczą. Sprawiało jej to niemałą frajdę. Mogła do woli obserwować emocje na twarzy lwów. Spoglądać na ich żałosne twarze i odczytywać najskrytsze myśli.
      Król postawił parę chwiejnych kroków. Zapewne zaraz zginie, ale miał okazje umrzeć godnie i z honorem. Tak jak pragnął.
          - Wiesz - odezwała się lwica mrużąc oczy - polubiłam cię! Nie jesteś słaby, nie poddajesz się i mimo że ledwo stoisz, to i tak nie chcesz przerywać naszej zabawy! Mogę tylko pogratulować - zaklaskała w łapy z kpiną. - Nawet bym cię oszczędziła, bo mało jest takich osób jak ty, ale wiesz... Stanąłeś mi na drodze. To chyba był twój największy błąd, nieprawdaż? A ja muszę się spieszyć, bo tak się składa, że muszę się z kimś koniecznie spotkać - uśmiechnęła się złośliwie, po czym podeszła do niego i wyszeptała do ucha: - To bardzo ważne spotkanie. Wreszcie po latach będę mogła zobaczyć tę osobę. To mój największy skarb i nie oddam go nikomu, nawet tobie, mimo że bardzo cię lubię. Mogłabym ci powiedzieć kogo mam na myśli, ale jednak tego nie zrobię. Mógłbyś zrobić mu krzywdę, a tego bym ci nie wybaczyła, wiesz? - zamruczała złowrogo.
        Lew przymierzył się do zadania ciosu. Jeśli teraz nie wykorzysta bliskości Uchungu, może już nie mieć drugiej szansy. Zacisnął powieki starając się uspokoić oddech. Jednak po chwili wyciągnięta w górę łapa opadła na ziemię. Nie da rady, nie był w stanie jej pokonać. Wszystkie jego siły się wyczerpały. Lwica patrzyła na to z niemałą satysfakcją.
          - A teraz pozwól, że zakończę twój marny żywot - powiedziała bezbarwnym głosem i zatopiła kły w jego gardle.


        Siri dyszała ciężko, gdy wracała w stronę baobabu. Askari całkowicie ją wykończył karząc jej dziesięć razy okrążać w pełnym biegu Lwią Skałę. Dawno nie czuła się tak zmęczona i senna. Zazwyczaj tryskała energią, a wylegiwanie się w promieniach słońca uważała za wyjątkowo nudne i zbędne zajęcie. Miała tylko ochotę zaszyć się w swojej jaskini, która mogłaby choć odrobinę schłodzić jej nagrzane ciało i zapaść w sen. Nie pogardziłaby też porządnym posiłkiem, a miała nadzieję, że lwice upolują dziś coś smacznego.
        Oblizała się na samą myśl o jedzeniu. W jej głowie pojawił się obraz soczystego mięsa, które do woli mogłaby zajadać w swojej skromnej grocie. Oczywiście jej fantazje nie były zbytnio realne, gdyż, znając jej szczęście, pewnie trafi jej się niewielki kawałek zwierzyny, którym nawet nie będzie mogła porządnie się najeść. No cóż, pomarzyć zawsze można.
        Sama nie wiedziała jak znalazła się pod baobabem. Ze swojej wędrówki nie mogła sobie nic przypomnieć, była zbyt zajęta swymi myślami. Widocznie nogi same poniosły ją w to miejsce. Wzruszyła ramionami. Skoro przeszła już taki kawał drogi mogłaby choćby na chwilę wstąpić do szamana. Chciała zadać mu jeszcze kilka pytań, ponieważ podczas ich ostatniego spotkania nie było na to zbyt wiele czasu, a Siri wyróżniała się niezwykłą ciekawością całego świata. Interesowało ją dosłownie wszystko - od drobnych i niewidocznych gołym okiem organizmów, po dawne tajemnice i sekrety. Gdy więc usłyszała parę zaskakujących faktów o Uchungu, bez namysłu postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej.
        Tak więc szybko złapała pazurami pień drzewa i zaczęła wspinać się w górę.
     
        Panowała tam głęboka cisza, która początkowo zaniepokoiła młodą lwicę. Nastawiła uszu. Poczuła jak delikatny podmuch wiatru smaga jej futro. Przymknęła oczy wsłuchując się w jego rytmiczny szum. Delikatne dźwięki wypełniły jej uszy. Silniejszy podmuch powietrza poderwał w górę leżące na ziemi zioła, które natychmiast zafalowały w powietrzu, unosząc się i opadając, jakby złączone w jakimś powolnym tańcu.
        Westchnęła cicho. Zdawało jej się, że słyszy jakiś tajemniczy głos, który do niej przemawia. Delikatnie zmarszczyła brwi i wyostrzyła zmysły, próbując rozróżnić słowa.
          - Słyszysz? - ktoś nagle przemówił. Bez wątpienia to nie mógł być ten sam, tajemniczy głos. Ten wydawał się o wiele zbyt głośny i wyraźny.
        Szybko otworzyła oczy. Wiatr jak na zawołanie ustał, a zasuszone fragmenty roślin opadły smętnie na ziemię. Tuż przed sobą widziała uśmiechniętego mandryla.
          - Och, przepraszam, że wpadam tak bez uprzedzenia, ale... - zaczęła się szybko tłumaczyć, jednak Mashariki tylko przyłożył palec do jej ust, tym gestem nakazując milczenie.
          - Nic się nie stało. Spodziewałem się, że prędzej czy później tu wrócisz. Ale powiedz, słyszałaś coś? - spytał nie przestając się uśmiechać.
        Siri zamyśliła się na chwilę.
          - Cóż, zdawało mi się, że słyszę jakiś głos. Ktoś jakby do mnie przemawiał, ale nie byłam w stanie zrozumieć słów - stwierdziła po chwili. Mandryl podrapał się po brodzie.
          - Ciekawe, bardzo ciekawe - stwierdził przypatrując jej się uważnie. - Lecz powiedz, co cię do mnie sprowadza? - dodał po chwili.
          - Szczerze powiedziawszy zainteresowałeś mnie historią Uchungu. Chciałabym trochę pogłębić wiedzę na jej temat. Nie myślałam, że kiedyś wiodła normalne życie. Z tego co zrozumiałam, pochodzi właśnie stąd, co też wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. A już w ogóle to, że mikstura, którą mi dałeś była jej wytworem niezwykle mnie zaskoczyło. No właśnie! Roślina! Wczoraj wylało mi się trochę tego płynu i dziś zauważyłam, to znaczy Ndoto zauważył, bo to on mnie tu przyprowadził, że w tym miejscu wyrósł... - szaman położył jej rękę na ustach przerywając ten potok słów. Uśmiechnął się delikatnie.
          - Może zacznijmy od początku - powiedział łagodnie.
          - Myślę, że to dobry pomysł, o ile ci w czymś nie przeszkodziłam. Jeśli tak, przyjdę innym razem - ostatnie zdanie dodała z niechęcią. Co mogła poradzić na to, że tak bardzo zainteresowała ją wczorajsza historia?
          - W niczym mi nie przeszkodziłaś, właściwie czekałem na twoje przybycie.
          - Skąd wiedziałeś, że wrócę? - przechyliła głowę z zaciekawieniem. Ten medyk naprawdę ją zaskakiwał.
          - Och, to było proste. Lwica o takim charakterze jak twój nie byłaby w stanie potulnie siedzieć w jaskini i zapomnieć o całej tej sprawie - uśmiechnęła się delikatnie do niego, mimo iż fakt, w jak łatwy sposób ją rozgryzł niecą ją zirytował. Zapisała w pamięci, by nie być tak przewidywalną.
          - Więc co chciałabyś wiedzieć? - spytała małpa, rozsiadając się wygodnie na jednym z pobliskich konarów drzewa.
          - Wszystko! - zawołała entuzjastycznie Siri. Tamten tylko się roześmiał.
          - Cóż, urodziła się w bardzo znanej i szlachetnej rodzinie...
          - Szlachetna rodzina? Tutaj, na Lwiej Ziemi? Chyba nie chcesz powiedzieć, że pochodziła od królów? - przerwała podekscytowana lwica.
          - Owszem, pochodziła od królów. Była pierworodną córką władców, a co za tym idzie dziedziczką tronu. Dorastała w szczęściu i dobrobycie. Nie licząc codziennie pobieranych trudnych nauk oraz dyscypliny, a nawet rygorystycznych zasad panujących w domu, jej wczesne życie było niekończącą się sielanką. Uchungu była lwicą obdarzoną wielką inteligencją. Jej umysł świetnie radził sobie z trudnymi wyzwaniami oraz zagadkami. Już od dziecka wykazywała zainteresowanie magią i pradawnymi duchami. Często mnie odwiedzała i wprost prosiła bym pogłębiał ją w tajniki wywoływania duchów lub używania starych, szamańskich sztuczek. Była niezwykle cierpliwą i zdolną uczennicą. Pamiętam jeszcze dokładnie, jak kiedyś wbiegła tutaj z entuzjazmem. Potrafiłem wyczytać wszystko z jej oczu. Całą tą mądrość i niezwykłe cechy, których brakuje lwom żyjącym w dzisiejszych czasach. Więc tak jak mówiłem, wpadła tu niespodziewanie. Miała ze sobą niewielkich rozmiarów flakonik, w którym znajdowało się odrobinę fioletowego płynu. Kazała mi wtedy wylać jego zawartość na ziemię. Początkowo nic się nie działo, jednak następnego dnia zobaczyłem w tym miejscu niezwykły kwiat, jaki nie mógłby wyrosnąć w normalnych warunkach. Jego fioletowe płatki wydzielały intensywny a zarazem miły zapach. Liście były duże i jasnoniebieskie, zaś sama roślina emitowała niezwykłym, jasnym światłem. Wiedziałem, że było w niej coś magicznego, jednak Uchungu nigdy nie wyjawiła mi jak powstał. Przekonałem się natomiast do cudownych zdolności mojej uczennicy. Wkrótce też okazało się, że magiczna roślina ma właściwości lecznicze, a po wypiciu wywaru z jego liści lwy w niezwykły sposób pozbywały się nawet najcięższych chorób. W swoim życiu uratowała wiele istnień, lecz także wiele z nich zniszczyła - zamyślił się na chwilę. - Wkrótce też postanowiła zostać u mego boku i zostać szamanką. Wyparła się całej władzy, praw, a nawet kontaktów z rówieśnikami, aby rozwijać swoje zdolności. Magia stała się dla niej prawdziwą obsesją. A tron w przyszłości miało objąć drugie dziecko władców.
          - Miała rodzeństwo? - zdziwiła się szczerze Siri. Ta cała historia coraz bardziej ją wciągała.
          - Owszem - przytaknął, jednak na ten temat nie odezwał się więcej. - Pewnego dnia Uchungu zniknęła bez śladu. Początkowo nikt nie przejął się tym zbytnio. Zdarzało jej się nagle znikać, ale zawsze potem wracała. Tym razem jednak nie pokazała się na Lwiej Ziemi przez bardzo długi czas. Myślę, że trwało to kilka miesięcy. Wszyscy przez to bardzo rozpaczali, niektórzy myśleli, że zniknęła na zawsze. Ale po pewnym czasie wróciła. Przybita i załamana, jakby nagle dotknęło ją całe zło tego świata. Nie potrafiła poradzić sobie z wciąż nagromadzającym się w sercu bólem. Nikt nie wiedział, co sprawiło jej tak wielki smutek. Z każdym dniem coraz bardziej zamykała się w sobie i nie chciała przyjmować od nikogo pomocy... a może nie mogła? - tutaj zatrzymał się na dłuższą chwilę. - Faktem jest, że wreszcie poradziła sobie z depresją, jednak nie była już tą samą osobą co niegdyś. Myślę, że to wszystko było dla niej po prostu za trudne. Potem zwariowała... dosłownie - zasmucił się. Gdy zamilkł na parę minut, Siri stwierdziła, że to koniec historii. To wszystko kompletnie pokręciło jej w głowie. Nie sądziła, że sławna morderczyni wiodła tak niezwykłe życie. Podczas słuchania opowieści przyłapała się na tym, że zaczęła jej współczuć. Nigdy nie sądziła, że odnajdzie nawet odrobinę litości dla tej bestii. Teraz zdała sobie sprawę, że może to zdarzenia z przeszłości zmusiły lwice do stania się zabójczynią.
        Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mandryl wstał i rozszerzył gałęzie drzewa. Podeszła do niego i zajrzała przez ramię. Szaman wskazywał na kwiat rosnący pod drzewem. Stąd było widać zaledwie jego niewielki fragment, jednak nawet teraz prezentował się naprawdę niezwykle.
          - Ten kwiat... nazywa się Darem Czystości. Tak razem postanowiliśmy... Ja i Uchungu - westchnął.
          - Dlaczego właśnie tak? - szepnęła, wyczuwając wokół szamana dziwną aurę, która sprawiła, że ściszyła głos.
          - Ta roślina zrobiła dla nas naprawdę wiele. Stała się lekiem na wiele chorób, wcześniej nawet nieuleczalnych. Ta niezwykła roślina była darem od istoty czystej i dobrej - ponownie się zamyślił. - A przynajmniej dobrej do czasu - mruknął.
        Lwica pokiwała ze zrozumieniem głową.
          - Przepraszam... ale muszę już iść - powiedziała niechętnie.
        Mashariki uśmiechnął się słabo do Siri. Wpatrywał się z zamyśleniem w jej oczy. Pochłonęła go ich głębia i blask odbijający się od nich. Najbardziej jednak zaciekawił go ich kolor. Delikatny fiolet, który tak bardzo przypominał mu o magicznym kwiecie, teraz owładnął tęczówki młodej zwiadowczyni. Zastanawiał się, czy może to odebrać jako znak pradawnych królów. Czym jeszcze zaskoczy go ta pozornie mała i delikatna osóbka?

__________________

Uchungu i Siri - dwa w jednym :P
Mam nadzieję, że nie plątam Wam za bardzo. No i ciekawe co powiecie na historię Uchungu. Wiem, wciąż nie wyjaśniłam wielu rzeczy z nią związanych, ale nie chcę zdradzać dalszej fabuły. Jak widzicie, w rozdziałach nie pojawia się zbyt wiele akcji. Na to przyjdzie czas trochę później.
No cóż. Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia i obserwacje, które mobilizują mnie do dalszego pisania. To mój pierwszy blog, który stał się aż tak znany. No może nie znany, ale Wasza ilość jest dla mnie czymś imponującym i godnym dumy.
Sayonara Lwioziemcy!