- Piękne - podsumowała delikatnie mrużąc oczy. Odwróciła wzrok w stronę niewielkiego ogniska. Płomienie miarowo unosiły się i upadały, jakby w takcie jakiejś muzyki. Tuż obok paleniska leżała niewielka, szara miska, wypełniona po brzegi zielonkawym płynem. Zbliżyła się do niej i powoli zanurzyła język w cieczy. Zmarszczyła delikatnie brwi, kiedy zdała sobie sprawę, że napar nie zdążył jeszcze wystygnąć i wciąż jest ciepły. Obejrzała naczynie ze wszystkich stron. Zdawało jej się, że odsunęła je od ognia już jakiś czas temu, powinno więc już być letnie i gotowe do picia. Skrzywiła się nieznacznie, gdy zerknęła na leżącą w pobliżu szamankę. Jej oczy, w których można było dostrzec przerażenie były otwarte, podobnie jak usta ułożone w niemym krzyku. Przy jej gardle widać było głęboką ranę, z ktorej krew obficie spływała na ziemię.
Uchungu zamyśliła się przez chwilę. Kiedy akurat odkładała na bok gotową miksturę przyszła miejscowa szamanka, zaalarmowana przez światło bijące z jaskini. Czy możliwe żeby sławna morderczyni poradziła sobie z nią tak szybko, że płyn nie zdążył nawet się ochłodzić?
Schyliła się w stronę miski, chcąc znów spróbować eliksiru, jednak wbite w nią puste spojrzenie martwych oczu nie pozwalało jej się skupić na nawet najmniejszej czynności. Zmarszczyła brwi i warknęła głucho.
- Nie patrz tak na mnie, nie chciałam cię zabijać - wyjaśniła oschle i już chciała się odwrócić, jednak widząc, że niewiele przekonała swoją słuchaczkę, odłożyła naczynie i zbliżyła się do niej.
- Jak ci tam... a no tak. Nawet nie znam twojego imienia. Sama widzisz, że nic do ciebie nie mam, ale musiałam cię zabić, bo inaczej mogłabyś komuś wyjawić moją obecność - wyjaśniła dokładnie - Mówisz, że nikomu być nie powiedziała? Wątpię, przecież cała Afryka mnie poszukuje. Nawet jeśli nie zależało ci specjalnie na znalezieniu mnie, tak jak na przykład Askariemu, to bez wątpienia zainteresowała cię wysoka nagroda za schwytanie. Pytasz się o Askariego? Naprawdę go nie znasz? To taki wkurzający typek, biega za mną po całej Afryce jak nie wiem co i bawi się ze mną w berka. Dlaczego, pytasz? Ha, dobre. Nie wiem, nie rozumiem jego toku myślenia. Jak myślisz? Zakochał się? Daj spokój, nie rozśmieszaj mnie! Masz naprawdę świetne poczucie humoru. Na poważnie? Tak, masz rację, nie powinniśmy się śmiać, może naprawdę się zakochał? Co ty na to, że jak następnym razem go spotkam nazwę go Askariś? Spodoba mu się, nie? Jak widzę tobie też się podoba - tutaj na chwilę zakończyła swój monolog uśmiechając się szeroko i przymykając oczy - Miło się rozmawiało, ale chyba będę już musiała się zbierać. Przepraszam - na dowód skruchy polizała jeszcze lwicę po policzku i w podskokach podbiegła do miski, od razu wypijając całą jej zawartość.
- Pyszne - stwierdziła oblizawszy się i szybko zgasiła ognisko wylewając na nie wodę z drugiego naczynia, które niezauważalnie skryło się za ciałem martwej szamanki. Rozejrzała się jeszcze szybko i wybiegła z groty starając się, aby nikt nie zauważył jej śladów. Lekki wiatr muskał jej futro.
- Wskaż mi drogę - powiedziała cicho, przyspieszając kroku. Czuła zadziwiającą lekkość. Jej łapy miękko odbijały się od ziemi i na moment zawisały w powietrzu, niczym w locie. Istotnie, Uchungu czuła jak jej duch odrywa się od ciała i wznosi w górę w poszukiwaniu wolności. Było to naprawdę niesamowite uczucie - móc wzlecieć w niebo, bez żadnych przeszkód, utrudnień i zniewolenia, które towarzyszyły lwicy przez ostatni okres.
Wciągnęła w nozdrza powietrze. Czuła jeszcze niewyraźną woń kwiatów, które bujnie rosły przed grotą szamanki. Powróciła myślami do tamtej lwicy. Ciekawe czy miała rodzinę i bliskich? Czy może właśnie teraz przestraszone lwiątka skulone gdzieś w ciemności czekają na powrót matki?
Lwicy przed oczami pojawił się ten żałosny obrazek. Dwie małe kuleczki panicznie rozglądające się dookoła.
Uchungu zastanawiała się co powiedziałby jej skarb, gdyby dowiedział się co zrobiła. Czy byłby na nią zły? A może wręcz dumny, z tak dzielnego i barbarzyńskiego czynu?
Uchungu potrząsając głową uznała, że prawdziwa jest zapewne ta druga opcja. Przecież nie chciała zrobić przykrości tak ważnej osobie. To co zrobiła było konieczne. Czasami trzeba ponieść ofiary aby osiągnąć coś ważnego. Usłyszała kiedyś tę regułę od ukochanej osoby i trzyma się jej ze wszystkich swoich sił.
Przerażone oczka maluchów jeszcze raz rozejrzały się w ciemności, nawołując histerycznie imię matki.
Kasztanowa zacisnęła szczęki i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. No tak, nawet nie znała imienia szamanki. Zakradła się nocą do tej jaskini i próbowała przyrządzić miksturę, którą niegdyś nauczył ją robić Mashariki. Wtedy właśnie do groty wpadła szamanka. Miała takie piękne, piwne oczy...
Lwiątka przylgnęły do siebie, próbując ogrzać się nawzajem ciepłem ciała. Ich szybkie oddechy drżały ze strachu i silnych emocji. W wielkich, lśniących od łez oczach widać było delikatny blask tonący w piwnych tęczówkach.
Tym razem z impetem zaryła pazurami w ziemię i wydała z siebie długi, przejmujący ryk. Nie obchodziło jej, że ktoś mógłby ją zauważyć i zaalarmować straż o jej położeniu. Chciała się tylko pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia, które ściskało jej serce. I pozostało jej tylko modlić się do wszystkich znanych bogów aby w końcu ktoś znalazł te maluchy i litościwie przegryzł im tętnice. Lepiej niech znów spotkają się z matką, gdzie byłyby bezpieczne, z dala od zagrożenia i strachu. We wspaniałej krainie wieczności, w której czekałaby ich tylko beztroska i radość.
Podniosła wzrok ku górze. Piękne, lazurowe niebo przykryte było smutną, szarą płachtą, która z każdą chwilą zwiększała swoje rozmiary. Czarne, burzowe chmury kłębiły się nad jej głową, gnane wiatrem. Uchungu przez chwilę przyglądała się tej walce żywiołów. Zupełnie, jakby niebo buntowało się jej niegodziwym czynom i pragnęło ukarać ją groźnymi pomrukami. Ten wspaniały raj, miejsce z jej dziecięcych marzeń rozciągał się szeroko nad jej głową, jednak groźny i zamknięty dla grzesznych dusz. Nawet kraina szczęścia zamknęła przed nią swe złote bramy. Tam trafiają tylko wybrańcy.
I wtedy zdała sobie sprawę, że te dwa lwiątka pozostaną w ciemnym, okrutnym lesie już na zawsze, a ich przepełnione strachem piwne oczy będą ją nawiedzać do samego końca.
Niebo przecięła z hukiem pierwsza błyskawica, a po jej policzkach spłynęły pierwsze krople.
Na kilka sekund przed deszczem.
Uru przeciągnęła szorstkim językiem po sierści córki. Mała kuleczka leżała spokojnie między jej łapami pogrążona w głębokim śnie i tylko co pewien czas z jej gardła wydobywał się cichy pomruk rozkoszy.
- Mufasa, podejdź - królowa przeniosła wzrok na najstarszego syna. Jedynie ona zwracając się do lewka używała jego pełnego imienia, a nie zdrobnień nadanych mu przez najbliższych znajomych. Imię królewskiego dziecka powinno być dostojne i wzbudzać respekt.
- I jak ci się podoba młodsze rodzeństwo? - powiedziała wskazując lwiątka. Oba miały sierść w kolorze mlecznej czekolady i rozróżnić je było można tylko po tym, że futro samczyka było odrobinę ciemniejsze.
Książę w odpowiedzi tylko pokiwał głową, zbyt zafascynowany nowymi członkami rodziny by zwrócić uwagę na pytanie matki.
Kasztanowa podniosła na niego wzrok gdy nie otrzymała konkretnej odpowiedzi.
- Jak ty wyglądasz?! - wyrwał jej się krzyk na widok potarganej grzywki Mufasy. Zanim lwiątko zdołało zrozumieć co się dzieje, Uru schwytała je i z pomrukiem niezadowolenia zajęła się niesfornymi kosmykami opadającymi mu na oczy.
- Mamo...
- Nie marudź, za chwilę ceremonia, a ty wyglądasz tak dziko i niechlujnie jak Uchungu po ucieczce z więzienia!
- Jak kto? - złoty lewek odwrócił głowę w jej stronę ze zdziwieniem. Kasztanowa przerwała kąpiel i zacisnęła zęby, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze swoich słów.
- Takie powiedzenie - wyjaśniła krótko i powróciła do przerwanego zajęcia.
- Kto to Uchungu? - nie dawał za wygraną lewek.
- Nie zadawaj tylu pytań. Już, idziemy! Mashariki przybył, bądź grzeczny i nie zrób mi wstydu - podniosła się i truchtem ruszyła na powitanie szamana. Zrezygnowany książę podreptał za nią. Widząc mandryla na jego mordce pojawił się szeroki uśmiech. Uwielbiał szamana Lwiej Ziemi - dla każdego lwiątka była to bardzo ciekawa postać, która za zmęczonym uśmiechem i pełnymi mądrości oczyma kryła wiele tajemnic.
Szaman pochylił się nad lwiątkami. Pamiętając o ostatniej wiadomości przyniesionej mu przez królową, szczególną uwagę zwrócił na samiczkę. Ostrożnie podniósł ją w górę i przypatrzył się jej uważnie. Czy to małe, kruche stworzenie mogłoby naprawdę zaburzyć harmonię życia mieszkańców Lwiej Ziemi?
Uchungu zastanawiała się co powiedziałby jej skarb, gdyby dowiedział się co zrobiła. Czy byłby na nią zły? A może wręcz dumny, z tak dzielnego i barbarzyńskiego czynu?
Uchungu potrząsając głową uznała, że prawdziwa jest zapewne ta druga opcja. Przecież nie chciała zrobić przykrości tak ważnej osobie. To co zrobiła było konieczne. Czasami trzeba ponieść ofiary aby osiągnąć coś ważnego. Usłyszała kiedyś tę regułę od ukochanej osoby i trzyma się jej ze wszystkich swoich sił.
Przerażone oczka maluchów jeszcze raz rozejrzały się w ciemności, nawołując histerycznie imię matki.
Kasztanowa zacisnęła szczęki i jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. No tak, nawet nie znała imienia szamanki. Zakradła się nocą do tej jaskini i próbowała przyrządzić miksturę, którą niegdyś nauczył ją robić Mashariki. Wtedy właśnie do groty wpadła szamanka. Miała takie piękne, piwne oczy...
Lwiątka przylgnęły do siebie, próbując ogrzać się nawzajem ciepłem ciała. Ich szybkie oddechy drżały ze strachu i silnych emocji. W wielkich, lśniących od łez oczach widać było delikatny blask tonący w piwnych tęczówkach.
Tym razem z impetem zaryła pazurami w ziemię i wydała z siebie długi, przejmujący ryk. Nie obchodziło jej, że ktoś mógłby ją zauważyć i zaalarmować straż o jej położeniu. Chciała się tylko pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia, które ściskało jej serce. I pozostało jej tylko modlić się do wszystkich znanych bogów aby w końcu ktoś znalazł te maluchy i litościwie przegryzł im tętnice. Lepiej niech znów spotkają się z matką, gdzie byłyby bezpieczne, z dala od zagrożenia i strachu. We wspaniałej krainie wieczności, w której czekałaby ich tylko beztroska i radość.
Podniosła wzrok ku górze. Piękne, lazurowe niebo przykryte było smutną, szarą płachtą, która z każdą chwilą zwiększała swoje rozmiary. Czarne, burzowe chmury kłębiły się nad jej głową, gnane wiatrem. Uchungu przez chwilę przyglądała się tej walce żywiołów. Zupełnie, jakby niebo buntowało się jej niegodziwym czynom i pragnęło ukarać ją groźnymi pomrukami. Ten wspaniały raj, miejsce z jej dziecięcych marzeń rozciągał się szeroko nad jej głową, jednak groźny i zamknięty dla grzesznych dusz. Nawet kraina szczęścia zamknęła przed nią swe złote bramy. Tam trafiają tylko wybrańcy.
I wtedy zdała sobie sprawę, że te dwa lwiątka pozostaną w ciemnym, okrutnym lesie już na zawsze, a ich przepełnione strachem piwne oczy będą ją nawiedzać do samego końca.
Niebo przecięła z hukiem pierwsza błyskawica, a po jej policzkach spłynęły pierwsze krople.
Na kilka sekund przed deszczem.
Uru przeciągnęła szorstkim językiem po sierści córki. Mała kuleczka leżała spokojnie między jej łapami pogrążona w głębokim śnie i tylko co pewien czas z jej gardła wydobywał się cichy pomruk rozkoszy.
- Mufasa, podejdź - królowa przeniosła wzrok na najstarszego syna. Jedynie ona zwracając się do lewka używała jego pełnego imienia, a nie zdrobnień nadanych mu przez najbliższych znajomych. Imię królewskiego dziecka powinno być dostojne i wzbudzać respekt.
Książę w odpowiedzi tylko pokiwał głową, zbyt zafascynowany nowymi członkami rodziny by zwrócić uwagę na pytanie matki.
Kasztanowa podniosła na niego wzrok gdy nie otrzymała konkretnej odpowiedzi.
- Jak ty wyglądasz?! - wyrwał jej się krzyk na widok potarganej grzywki Mufasy. Zanim lwiątko zdołało zrozumieć co się dzieje, Uru schwytała je i z pomrukiem niezadowolenia zajęła się niesfornymi kosmykami opadającymi mu na oczy.
- Mamo...
- Nie marudź, za chwilę ceremonia, a ty wyglądasz tak dziko i niechlujnie jak Uchungu po ucieczce z więzienia!
- Jak kto? - złoty lewek odwrócił głowę w jej stronę ze zdziwieniem. Kasztanowa przerwała kąpiel i zacisnęła zęby, dopiero po chwili zdając sobie sprawę ze swoich słów.
- Takie powiedzenie - wyjaśniła krótko i powróciła do przerwanego zajęcia.
- Kto to Uchungu? - nie dawał za wygraną lewek.
- Nie zadawaj tylu pytań. Już, idziemy! Mashariki przybył, bądź grzeczny i nie zrób mi wstydu - podniosła się i truchtem ruszyła na powitanie szamana. Zrezygnowany książę podreptał za nią. Widząc mandryla na jego mordce pojawił się szeroki uśmiech. Uwielbiał szamana Lwiej Ziemi - dla każdego lwiątka była to bardzo ciekawa postać, która za zmęczonym uśmiechem i pełnymi mądrości oczyma kryła wiele tajemnic.
Szaman pochylił się nad lwiątkami. Pamiętając o ostatniej wiadomości przyniesionej mu przez królową, szczególną uwagę zwrócił na samiczkę. Ostrożnie podniósł ją w górę i przypatrzył się jej uważnie. Czy to małe, kruche stworzenie mogłoby naprawdę zaburzyć harmonię życia mieszkańców Lwiej Ziemi?
Lwiątko ziewnęło i rozchyliło ciężkie powieki.
- Śliczna dziewczynka - stwierdził Mashariki. - Ma naprawdę piękne, piwne oczy.
- Śliczna dziewczynka - stwierdził Mashariki. - Ma naprawdę piękne, piwne oczy.
_______________________
Ech, jestem w jakimś takim melancholijnym nastroju. Temat główny rozdziału - piwne oczy. I gdzie tu sens, człowieku.
Dobra, ja lubię sobie pomarudzić, ale tym razem pisało mi się naprawdę przyjemnie. Zależało mi na przedstawieniu uczuć Uchungu i pokazaniu Wam jak zmaga się z emocjami, które dopadły ją po morderstwie. No i tak jakoś przyczepiłam się do tych oczu. O dziwo jestem ze swojej pracy bardzo zadowolona (to prawie nigdy się nie zdarza). Następny rozdział w przeciągu 2 tygodni!
Nareszcie moja wspaniała Uchungu! Już tak się za nią stęskniłam :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie opisałaś jej uczucia po morderstwie... tak miło się to czytało....tak płynnie, że można sb tak jakby... wyobrazić te emocje,które jej towarzyszyły. I ta jej rozmowa z trupem-genialna xd Serio... Uchungu jest po prostu tak genialną postacią, naprawdę od początku jest moją ulubioną bohaterką. No i mała Machafuko... ach już czekam aż urośnie :D
To życzę weny i pozdrawiam :*
No i znowu na scenę wkracza Uchungu! Po prostu...no nie wiem co powiedzieć. Machafuko...ciekawe co z niej wyrośnie xd
OdpowiedzUsuńTa rozmowa z martwą szamanką...czasem sobie myślę że ona ma lekkiego świra (tak jak ja xd) Uru...wyluzuj! Nie wszystko co tajemnicze i ,, przyprawiające o dreszcze emocji" musi być niebezpieczne. Twoje notki są takie...no można sobie wyobrazić te sytuacje, emocje, reakcje... można postawić się w miejscu Uchungu, Uru lub właściwie kogokolwiek i odczuć to co myśli i czuje dana postać.
Naprawdę GE-NIA-LNE! XD
Nikita
Rzeczywiście świetnie wyszedł ci opis uczuć Uchungu. Jednak monolog nad martwą szamanką rozjaśnił ten początkowo dziwny nastrój lekką dawką czarnego humoru xD
OdpowiedzUsuńNo nie mogę się doczekać aż Machafuko podrośnie i zacznie sprawiać kłopoty. Osobiście jakoś bardziej lubię opowiadania o wcześniejszych dziejach Lwiej Ziemi, takie jak twoje, niż tych po Kiarze i Kovu. Zawsze lepiej cofnąć się w czasie, kiedy wszystko było takie nowe i ciekawe.
Pozdrawiam, Catberry 💕
Narysowałam jeszcze taki mały fanarcik :D [LINK]
UsuńZainspirowałaś mnie XD
O mój boże, DZIĘKUJĘ!!!
UsuńTo takie niesamowite, takie piękne i przesłodkie!
Jestem do głębi wzruszona *ociera łzy*
Catberry kocham Cię!
Czyżby i Uchungu miała jednak jakieś ludzkie (lwie?) uczucia? Ciekawr, cieszę się, że cały czas rozwijasz jej postać, nie jest jednowymiarową morderczynią.
OdpowiedzUsuńBardzo zainteresował mnie ten fragment:
'Uchungu zastanawiała się co powiedziałby jej skarb, gdyby dowiedział się co zrobiła"
Hmmm... Może i ona ma gdzieś jakieś lwiątko, skoro tak przejęła się tamtymi. A może chodzi o Uru?
Coś mi się wydaje, że Mufasa będzie chciał się dowiedzieć o niej czegoś więcej, oby nie wpędziło go to w kłopoty - co ja mówię, oby wpędziło, uwielbiam kłopoty :D.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Tak się z ciekawości zapytam...w spisie treści jest tytuł ,,Tragedia na ceremoni wyboru" a jak się klika to nic nie wyskakuje (jestem raczej słabsza ze stron z blogami)...czy to znaczy że ta notka jeszcze opublikowana nie jest?
OdpowiedzUsuńTak, jeszcze jej nie opublikowałam. Wciąż nad nią pracuję, tylko w spisie treści zamieściłam sam tytuł bez linku. Ten rozdział ukaże się 29.07 :)
UsuńDobra, dzięks ;)
OdpowiedzUsuńWow. Super rozdział!
OdpowiedzUsuńKobieto jak Ty tak pięknie piszesz??? Rozdział cudowny! Widać, że Uhungu wyraża jakieś uczucia, ale najwyraźniej chce je z siebie jak najszybciej zmyć. Gdy przeczytałam ten fragment "Uchungu zastanawiała się co powiedziałby jej skarb, gdyby dowiedział się co zrobiła", nie mogłam właściwie ogarnąć o co chodzi XD Myślałam, że Uhungu ma jakieś dzieci, ale po przeczytaniu dalszej części, zmieniłam zdanie. Piszesz świetne, można sobie wyobrazić miejsce, w którym odbywa się akcja. I do tego, przenieść się w świat Króla Lwa. Nie zmieniaj swojego stylu pisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :**
Wróciłam z wakacji i nadrabiam zaległe rozdziały :D
OdpowiedzUsuńChociaż krótkie, czytało mi się wspaniale! Jak nigdy, serio. Konwersacja Uchungu ze zwłokami - genialne xD
Lecę czytać dalej!