poniedziałek, 4 lipca 2016

6. Wielcy Królowie z przeszłości

        Uru powoli uniosła łeb. W pierwszej chwili w bezruchu przypatrywała się otoczeniu i milcząco spoglądała tuż przed siebie. Nie poznawała miejsca, w którym aktualnie się znajdowała. Wszystko wydawało się dziwnie obce i nieznane. Nawet gdy marszczyła w zamyśleniu ciemne brwi, nie mogła odnaleźć w pamięci obrazu, który przypominałby otaczające ją tereny. Prawdę powiedziawszy nie miała nawet pojęcia jak tu się znalazła. Nie przypominała sobie, żeby niedawno wkraczała do gęstej dżungli, porośniętej ze wszystkich stron kępami nieznanych jej roślin i kwiatów, oplatających ciasno korę nielicznych drzew, którym jakimś cudem udało się urosnąć pośród ciasnoty egzotycznych roślin. Nawet w miejscu gdzie stała, najbardziej oddalona od bogatej flory dżungli, czuła jak delikatne liście ocierają się o jej kasztanową sierść.
        Teraz jednak skupiła wzrok w zupełnie innym punkcie. Tuż przed nią znajdowała się mała jaskinia, właściwie szpara wyżłobiona w szarym kamieniu.
        Zbliżyła się do niej ostrożnie, rozchylając zawadzające jej drogę gałęzie. Włożyła do niej niepewnie łapę oceniając jej pojemność i szerokość. Prawdopodobnie zmieściłoby się w niej jakieś niewielkie zwierzę. Gepard lub mały, szczupły lew.
         Ostatni raz odwróciła się za siebie. Miała wrażenie, że od wszechogarniających ją neonowych kolorów kwiatów zaraz dostanie oczopląsu. Warknęła z niezadowoleniem. To wszystko wyraźnie zmniejszyło jej czujność i wrodzony instynkt. Ponownie wpatrzyła się w ciemność rozpościerającą się przed nią wprost ze szczeliny w skałach. Westchnęła zrezygnowana i pełna obaw weszła do środka.
           Początkowo musiała długo przyzwyczajać się do panującego tu mroku. Na przemian mrużyła i rozszerzała powieki starając się rozpoznać kontury i kształty. Ze wszystkich stron otaczał ją wąski tunel prowadzący wgłąb groty. Tak jak przypuszczała, miejsca było tu niewiele. Aby się poruszać musiała się mocno schylić. Czuła, jak skały nieprzyjemnie ocierają się o jej bok. Z czasem jednak tunel zaczął się poszerzać i zwiększać, dzięki temu po chwili była już w stanie się wyprostować i znaleźć odrobinę pustej przestrzeni. Rozejrzała się ponownie. Tym razem jej oczom ukazało się delikatne światełko, które zachęcająco przebijało się przez czarną powłokę. Lwica zmrużyła oczy, oślepiona tym niespodziewanym blaskiem. Niepewnie ruszyła w jego kierunku.

Chodź... chodź do nas...

          Upiorny szept przerwał grobową ciszę. Władczyni zatrzymała się czując, jak włosy stają jej dęba. Wbiła pazury w ziemię niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Miała wrażenie, że coś nie pozwala jej iść dalej i usilnie trzyma w bezruchu.

Widzimy cię... chodź... My znamy prawdę...

           Zacisnęła zęby. Niepokojący dźwięk ponownie się odezwał. Brzmiał jak syk, diabelskie syczenie najgorszego gada. Potrząsnęła głową. To wszystko napawało ją niepokojem i wręcz panicznym strachem.

Chaos... widzimy chaos... wszędzie będzie się plugawić swym piekielnym brudem... Machafuko... to znaczy początek wszystkiego. Idź za nami... pokażemy ci prawdę... Nazwij swą córkę... tym imieniem...

             Uru drgnęła. To wszystko wydawało jej się dziwne, tajemnicze i przerażające.
        - Kim jesteście? - odezwała się po raz pierwszy. Chciała zabrzmieć dumnie i pewnie, jednak głos lekko jej zadrżał.

Jesteśmy przyszłością i przeszłością... słońcem i deszczem... cieniem i światłem... Jesteśmy cząstką tego świata... Chodź z nami... poznać swe przeznaczenie...

           Uniosła łeb w górę. Nad głową lśniła jasna poświata, którą pozostawiał za sobą blady księżyc. Niebo było ciemne i usiane gwiazdami. 
            Niespodziewanie poczuła gwałtowny podmuch powietrza. W uszach rozbrzmiał jej melodyjny szum. Grotę ogarnął błękitny blask. Zmrużyła oczy, gdy światło je podrażniło. Niespodziewanie ujrzała w ciemności jakiś niewyraźny kształt. Podeszła ostrożnie w tym kierunku. Na skalną ścianę padała bladoniebieska łuna, będąca zarazem jedynym źródłem światła w jaskini. Niepewnie ruszyła w tamtym kierunku. Wszystkie mięśnie miała naprężone. Uważnie wsłuchiwała się w głęboką ciszę, próbując wychwycić nawet najdrobniejszy dźwięk. Mimo to, po całej grocie rozchodził się jedynie miarowy dźwięk jej kroków.
            Zbliżywszy się na bezpieczną odległość od skały zatrzymała się i zmrużyła powieki, próbując dostrzec jakikolwiek niepokojący ruch czy kształt.
            Dopiero po dłuższej chwili usłyszała cichy chichot. Drgnęła zaskoczona i powoli zwróciła głowę w stronę przeszywającego krew w żyłach dźwięku.
            W samym rogu, pomiędzy rozrzuconymi kamieniami znajdował się niewielki cień. Czarna, gęsta masa drżała delikatnie i pulsowała, zupełnie jakby była żywym organizmem. Kształt poruszył się niespokojnie i szybko wpełzł na ścianę. Królowa niespokojnie oblizała wyschnięte wargi, wpatrując się z jawnym niepokojem na tę scenę.
            I właśnie wtedy usłyszała melodię. Miała wrażenie, że tysiące ptaków wdziera się do jej umysłu chóralnym śpiewem. Czuła wręcz potęgę ich pięknych głosów obijających się echem w swojej głowie. Zdawało jej się, że może poczuć jeszcze wiatr szumiący w źdźbłach trawy i usłyszeć trzepot skrzydeł wznoszących się do nieba. Ta pieśń napełniała ją spokojem. Z każdym kolejnym słowem koiła spokojną melodią.



U kresu naszego istnienia
Pozwól mi spocząć w dolinie
Złóż ze mnie ofiarę na łożu kiatów
I nawet za milion lat nie zapomnij mego imienia
Kiedyś spotkamy się znów w ciemnej kotlinie
Gdy mrok cię pochłonie wzywaj imiona ptaków
One nam pomogą w momencie zniewolenia
Na koniec nić naszego losu ponownie się zwinie
Będziemy tak trwać wiecznie wśród ognistych maków
I nikt nie rozpozna płaczu w dźwiękach milczenia
W odległej krainie ktoś właśnie umiera
         

        - Uru! Uru wstawaj! - poczuła jak ktoś potrząsa ją brutalnie. Zmarszczyła brwi i powoli uniosła zaspaną powiekę.
        - Hę? - spytała niewyraźnie. - Coś się stało?
             Ahadi przekrzywił głowę przyglądając się uważnie swojej małżonce.
        - Krzyczałaś przez sen, myślałem że masz jakiś koszmar, więc chciałem cię obudzić - wyjaśnił skruszony. Kasztanowa podniosła się i szybkim ruchem strzepnęła pył z futra.
        - No i bardzo dobrze - stwierdziła - bo to chyba był koszmar - na samo wspomnienie wzdrygnęła się niezadowolona.
        - Jak to ,,chyba"? Co ci się śniło? - spytał się zaciekawiony samiec. Lwica zwróciła mu zaniepokojone spojrzenie bursztynowych tęczówek.
        - Cóż, nie wydaje mi się, żeby to była zwyczajny sen. Ahadi, czy Wielcy Królowie z przeszłości naprawdę istnieją?


             Przez dłuższy czas wpatrywał się w nią, z zastanowieniem gładząc ręką siwą brodę. Po chwili gestem przywołał kasztanową, aby się zbliżyła. Lwica posłusznie postąpiła parę kroków.
        - W twoim śnie słyszałaś tajemnicze głosy, które przywoływały cię i ostrzegały przed.. chaosem, tak? - spytał uważnie się jej przyglądając. Uru pokiwała w odpowiedzi głową.
        - Wspomniałaś, że kazały ci nazwać swą córkę Machafuko - lwica przygryzła wargę spoglądając na szamana niepewnie.
        - Owszem i to mnie właśnie martwi. O ile się nie mylę, w języku przodków ,,Machafuko" oznacza właśnie ,,chaos". Mashariki, myślisz, że moje dziecko okaże się złą osobą? Przecież te duchy mówiły o niej niemalże z obrzydzeniem. Jakbym miała za mało kłopotów z tą piekielną Uchungu - na chwilę odwróciła głowę, aby nie było po niej widać zdenerwowania. Nagle jednak poczuła jak dreszcz przechodzi jej po grzbiecie. - Właśnie, zobaczyłam jeszcze niebieskie światło i... hm... cień? Myślę, że można to tak nazwać. A potem usłyszałam śpiew. Naprawdę piękny i przejmujący. Wtedy obudził mnie Ahadi. Oczywiście, możemy założyć, że to tylko zwykły sen, jednak to wszystko wydaje mi się niepokojące - powiedziała jednym tchem.
             Szaman odwrócił się od niej i pogładził dłonią szorstką korę drzewa.
        - Słysząc pieśń potrafiłaś zrozumieć jej słowa? - spytał odwracając głowę w stronę królowej.
        - Tak, te głosy śpiewały o... - w tym momencie zamilkła na moment, aby przełknąć ślinę - ...o umieraniu - dokończyła po chwili.
        - Rozumiem - mruknął medyk. - Czy byłabyś w stanie odtworzyć ten utwór? Zaśpiewać go?
        - Spróbuję - chrząknęła lwica i nabrała powietrza. Słowa z jej ust płynęły gładko i dźwięcznie, wypełniając dom szamana delikatnymi dźwiękami. Uru przymknęła oczy skupiając całą swoją uwagę na śpiewaniu. Nawet nie wiedziała jak udało jej się zapamiętać wszystkie słowa, skoro usłyszała je tylko raz. Co dziwne, po chwili zdała sobie sprawę, że czuje przy tym radość. Dziwne szczęście, które zawładnęło jej sercem otworzyło jej oczy i pozwoliło na delikatny uśmiech.

...I nikt nie rozpozna płaczu w dźwiękach milczenia
W odległej krainie ktoś właśnie umiera...

             Jej rozchylone wargi zastygły w bezruchu, wydając ostatni dźwięk. Oblizała wyschnięte usta i zerknęła na Masharikiego.
        - Nie sądziłem, że w tych czasach jest jeszcze ktoś, kto potrafi zaśpiewać tę pieśń bez fałszowania.
        - Znasz to?! - oczy władczyni rozszerzyły się w szoku.
        - Owszem, choć to bardzo stary utwór i niezbyt popularny. Czasami śpiewano go na religijnych obrzędach - wyjaśnił krótko.
        - Nie rozumiem, kto by chciał śpiewać o umieraniu - mruknęła pod nosem.
        - A ja wiem? Każda religia rządzi się własnymi prawami i ma swoje zwyczaje, a ja sam wolę się nie mieszać w wiarę innych. Tobie też tak radzę - pomachał jej przed nosem palcem, jakby upominał małe dziecko. - No dobrze, na dziś koniec! - klasnął w dłonie. - Wracaj do domu. Gdyby coś cię jeszcze niepokoiło nie wahaj się i przychodź. Zawsze jesteś tu mile widziana, pani - ukłonił się nisko
     ,,Cały czas rozmawiał ze mną jak z dobrym znajomym, a teraz nagle jestem dla niego pani" - pomyślała z lekką irytacją i krótko się żegnając zeszła na ziemię.
     ,,Mimo wszystko jest naprawdę inteligentny, a jego zdolności przekraczają wszelkie granice. To zadziwiające jaki opanowany potrafi być nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Nawet dzisiaj wydawał się wesoły i beztroski." - zauważyła. Medyk Lwiej Ziemi skrywał naprawdę wiele tajemnic.
             Spojrzała w niebo zamyślona. Ciemne chmury kłębiły się nad jej głową jakby tocząc między sobą zażarty spór.
     ,,Może wreszcie skończą się te upały i spadnie deszcz?" - pomyślała z nadzieją. Przez ostatnie miesiące temperatura utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie i każdy mieszkaniec Lwiej Ziemi z utęsknieniem czekał na rozpoczęcie pory deszczowej.
        - Uru! - usłyszała głos Ahadiego. W oddali zauważyła złotą sylwetkę lwa, który ruszył jej naprzeciw. Uśmiechnęła się lekko i już miała postawić kolejny krok, gdy niespodziewanie poczuła silny ból w okolicy brzucha. Z jękiem osunęła się na ziemię przyciskając łapę do obolałego miejsca. Zrobiło jej się ciemno przed oczami. Otrząsnęła się aby pozbyć się zawrotów głowy.
     ,,Co jest?" - pomyślała rozglądając się na boki w oczekiwaniu na pomoc. Chwilę później pojawił się obok niej roztrzęsiony zielonooki.
        - Uru, co się dzieje? Co cie boli? Niedobrze ci? - biegał wokół niej nie wiedząc właściwie co się stało.
     ,,No właśnie, co?" - zmrużyła oczy w zastanowieniu. I nagle coś do niej dotarło.
        - Dzieci... - jęknęła cicho. Dopiero kiedy wypowiedziała to na głos, odzyskała jasność myślenia. - Ja rodzę, słyszysz?! Biegnij po szamana! - ryknęła jeszcze zanim jej głowa bezwładnie opadła na ziemię.

~*~

             Już od kilku godzin po Lwiej Ziemi biegało rozszalałe złote lwiątko. Lwice spoglądały za nim z niezrozumieniem i tylko kręciły głowami spoglądając, jak żółta kuleczka przemyka im zwinnie między łapami. Przewracały wtedy oczami, wzdychając na energiczność młodego księcia, jednak zaraz milkły, w szoku wpatrując się w równie podekscytowanego Ahadiego, który biegł tuż za synem.
        - Babciu Bahati, babciu Bahati! - krzyczał Mufasa biegnąc w stronę lwicy o złotej sierści i dużych, czerwonych ślepiach.
        - Ach, Muffy! Co się stało, skarbie? Słychać cię na całej Lwiej Ziemi! - zaśmiała się lwica. Lwiątko zatrzymało się przed nią i zaczęło gwałtownie łapać powietrze, niezdolne by wykrztusić z siebie choć jedno słowo. Zaraz po nim podbiegł Ahadi. Bahati nadstawiła policzek, oczekując buziaka na powitanie, jednak syn jedynie trącił ją przelotnie nosem.
        - Uru urodziła! - zawołał entuzjastycznie.
        - Braciszka i siostrzyczkę! - zawtórował mu książę. - Chodź babciu - krzyknął i niecierpliwie pociągnął ją za łapę, jednak zaraz się opamiętał i uderzył w czoło. - Tato, zapomnieliśmy o dziadku! - spojrzał na ojca z wyrzutem, jakby to on był winny temu przeoczeniu.
        - Zaprowadź babcię, ja poszukam dziadka - polecił lew i w podskokach ruszył przed siebie. Pozostała dwójka odprowadziła go spojrzeniem.
        - Chodźmy skarbie, musimy pogratulować twojej mamie - Bahati posłała uśmiech kociakowi. Mufasa rozpromienił się i znacznie wyprzedzając lwicę pognał w kierunku królewskiej groty.


             Na miejscu zebrała się już spora część stada. Wszyscy otoczyli ciasnym kręgiem królową i jej potomstwo tak, że nawet trudno było dostać się do ciasnej jaskini. Mufasie udało się jakoś wyminąć grupkę rozczulonych lwic i znaleźć się tuż obok matki. Uru dumnie spogląda na lwiątka leżące między jej łapami. Nie dała po sobie poznać strachu, który zawładnął nad nią wraz z narodzinami królewskich dzieci. Wszyscy pochylali się nad nią składając gratulacje, podczas gdy ona odpowiadała im fałszywym uśmiechem. Po raz kolejny skierowała wzrok na niewinnie śpiącą lwiczkę, o sierści w kolorze mlecznej czekolady. Na jej pyszczku widniał delikatny uśmieszek, jednak w tej chwili młodej mamie wydawał się wręcz przerażający. Niepewnie wpatrywała się w jej spokojną twarzyczkę.
             Czy to niewinnie wyglądające lwiątko byłoby w stanie sprowadzić chaos na całą Lwią Ziemię?

_________________________
Po bardzo długiej przerwie witam Was moi kochani! Jak tam w ogóle? Wakacje są, oby tak dalej słoneczko świeciło i będzie pięknie (tylko żeby nie było upałów, bo się wysuszę na wiór). Ze szkołą się pożegnaliście, kto się pochwali świadectwem?
No i najważniejsze: mamy je!
Nareszcie je mamy! Nasze śliczne lwiątka! 
Chyba znowu przyczepiłam się do Uru... Nic nie poradzę na to, jak bardzo przypadła mi do gusta ta postać. Sama jestem ciekawa jak zinterpretujecie ''sen" naszej kochanej królowej... No, kto ma jakiś pomysł? :D W opowiadaniu wreszcie pojawiła się Machi, więc uprzedzam, że od tego momentu zagadek i tajemnic będzie coraz więcej. Zbliżamy się też do nieuchronnej wizyty Uchungu na Lwiej Ziemi. Ach, już czuję ten dreszczyk podniecenia.
Widzimy się już wkrótce!

15 komentarzy:

  1. Hej, nie wiem czemu, ale ucina mi na komputerze ekran i nie mogłam przeczytać... :( Spróbuję na laptopie, może u mnie coś nie tak. Ale widziałam fragmenty i ten wiersz, bardzo mnie to ciekawi... :)
    vitaniandazalee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ucina? Ojejejej, tak myślałam, że z takim układem mogą pojawić się problemy. :( Obecnie nie mam dostępu do komputera, ale w poniedziałek lub wtorek postaram się naprawić.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Mnie też ucina, teraz zauważyłam, bo czytałam z telefonu. Trzeba po prostu pomniejszyć ekran (przytrzymaj klawisz ctrl i kręć tym kółkiem na muyszce w dół) ;D

      Usuń
  2. Jeeej! I mamy już trzecią reaktywację bloga o KL w te wakacje!
    Na wstępie spodobały mi się twoje opisy. Zaczynając od opisu dżungli. Ten urzekł mnie najbardziej. Wszystko można było sobie wyobrazić, a wręcz mimowolnie wyobrazić, bo tak właśnie działają dobre opisy. Widać, że potrafisz się wczuć w postać, o której piszesz, bo te wszystkie uczucia, zachowania (mrużenie oczu itp.) wyglądały tak naturalnie.
    Czy tylko ja czytając te żółte linijki miałam w głowie głos Smigola z "Władcy Pierścieni"? XD
    Poza tym cieszę się, że wreszcie pojawiła się Machafuko, drugie lwiątko to zapewne Taka. A teraz czekam na ten chaos od Machi. Na pewno zrobi się ciekawie :D

    Ja się mogę pochwalić świadectwem - średnia 4,11. Mogło być lepiej, bo do paska trochę brakło, ale mi to wystarczy XD A może ty się nam pochwalisz ocenami? 😁

    Życzę dużo weny i pozdrawiam, Catberry 💕

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeej! Jej jej jej! Wróciłaś!
    Tak się cieszę...stęskniłam się za tb...jakkolwiek to brzmi XD A za twoim stylem pisania jeszcze bardziej...:D
    Rozdział to po prostu cudo.<3<3 Najbardziej podobał mi się wątek ze snem Uru i ta piosenka o umieraniu...coś w sb ma.Nareszcie doczekałam się Machafuko,a to ,że nie czytałam twojego poprzedniego bloga i nie znam Machafuko jeszcze bardziej mnie...hmm...podnieca? XD Tak jeszcze bardziej mnie podnieca i nie mg się doczekać jak urośnie.Więc serio czytanie twoich rozdziałów to sama przyjemność i czekam na więcej.
    Jeśli chodzi o moje świadectwo to nie narzekam bo średnia: 4.90 więc jest dobrze:D Do tg testy poszły mi dobrze więc ogólnie świetnie bo dostałam się do tg gimnazjum do którego chciałam :)
    Dobra wgl kg obchodzi moje życie? Xd Ja to jestem ciekawa jak u cb z nauką,pochwalisz się?;*
    A no i moja Tamu zaprasza na nowy rozdział więc jak bd miała czas to zajrzyj ;)
    Pozdrawiam:****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa zapomniałam dodać...śliczny szablon <3

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów =^-^=
      Nigdy się nie przyznawałam, ale Twoje komentarze zawsze tak miło ogrzewają moje serduszko 💜

      No i gratuluję paseczka i dostania się do wymarzonej szkoły!

      Co u mnie z nauką? Cóż, jest dobrze. I tyle^^











      Głupia kujonka nie byłaby sobą gdyby nie powiedziała, że ma średnią 5.70 -_-

      Usuń
    3. To cieszę się, że moje komentarze coś dają Xd Bo uważam, że zazwyczaj są bezsensowne, ale dobra xd I 5.70 wow ja w życiu nie bd miała takiej xd Nikt z mojej klasy takiej nie miał no, ale co tu się dziwić jak mamy miano najgorszej klasy w szkole i żaden nauczyciel nie mógl sb z nami poradzić xd Ale i tak ich kochałam 😢No cóż....to gratuluje tak wysokiej średniej i życzę weny 😘

      Usuń
  4. Oddaj mi swój talent, proszę. Ha, muszę sporo nadrobić, ale jakoś sobie poradzę. Póki co to powiem tyle: To jest świetne, dodaję się do obserwatorów.
    Co do świadectwa (a kogo to obchodzi?) to było nieźle 4.90, czerwony pasek i nowa szkoła coraz bliżej. Tym razem cieszę się, że nie tylko ja miałam pasek i razem ze mną wyszli Paweł (brawo lwie, nasz kochany Peszu!) i Mateusz (owce, owce są wszędzie!). A jak było u ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję ^^
      Tradycja chwalenia się ocenami nadal trwa! U mnie było 17 paseczków (w tym ja :p)*dumna, że ta nieogarnięta banda małpiszonów z klasy wreszcie się czymś popisała*

      Usuń
  5. Zbieram się do tego komentarza i zbieram, czas go chyba w końcu napisać :).
    Super, że w końcu dodałaś nowy rozdział, może w wakacje uda Ci się wstawiać coś regularnie? *marzy*
    Cieszę się, że w końcu pojawili się Taka i Machafuko. Zwykle lwiątka nie są moimi ulubionumi bohaterami, ale tym razem nie mogę się doczekać, aż trochę podrosną. Mam nadzieję, że mała księżniczka naprawdę, ale tak naprawdę naprawdę wstrząśnie Lwią Ziemią. No i Mufasa i Taka... na ich relacje też oczywiście czekam :).
    A co do snu (wizji?) Uru - jak ty to robisz, kobieto? Opis wyszedł ci tak.. sensualny (że posłużę się szkolnym wyrażeniem), dokładnie mogłam sobie wyobrazić, co czuje lwica i co się tam wyprawia. A podczas tej pieśni(?) aż mnie przechodziły ciarki, serio serio :).
    Tak więc czekam na nowy rozdział i zapraszam do mnie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że w wakacje częściej będę zabierać się za pisanie ;)

      Usuń
  6. Świetny rozdział, zresztą jak zawsze. Co ty takiego robisz, że każdy twój post ma w sobie ten cudny klimat, ze po prostu nie da się oderwać od niego oczu? No i nareszcie pojawił się mój kochany, ulubieniec - Taka (chyba, że w twojej wersji jego imię będzie brzmiało inaczej). Ja też przez wakacje staram się coś napisać, co niestety mi nie wychodzi ... (ach, moja głupia wena :( )
    Życzę powodzenia z dalszymi rozdziałami ... i żeby mi były takie dobre jak ten ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział. Piszesz po prostu bosko! Jak ty to robisz, dziewcyno?! I jeśli wolno spytać, czy sama wymyśliłaś tę pieśń?

    OdpowiedzUsuń