Lwica z namysłem wpatrywała się w linię horyzontu. Gwałtowny wiatr smagał jej brązowe futro. Uchungu miała wrażenie, że chłodny powiew otula ją w mroźnym uścisku i zamyka w swych silnych ramionach.
- Nie przytulaj się do mnie tak, bo nie przepadam za tego typu kontaktami fizycznymi - powiedziała spokojnie nie odrywając wzroku od szczytów wysokich gór. Gdzieś za nimi znajduje się cel jej podróży... Gdzieś tam jest osoba, z którą tak bardzo pragnie się zobaczyć. Ciekawe co się właśnie z nią dzieje? Co robi? Żyje we własnym świecie pośród zasad i obowiązków nie zdając sobie sprawy, że Uchungu może być tak niedaleko? Po chwili jednak na ustach uciekinierki pojawił się kpiący uśmieszek. W ostatniej kwestii zapewne się myliła. W końcu nic nie mogło umknąć uwadze tej wszechwiedzącej osobistości!
- Och, na pewno już niecierpliwie oczekujesz mojego przybycia kochanie! - zawołała wesoło, a jej słowa odbiły się echem od wysokich skał. Podskoczyła parę razy radośnie i okręciła się w efektownym piruecie, w wyniku czego ześlizgnęła się z kamienia, na którym wcześniej stała. Wylądowała w gęstej trawie. Pojedyncze źdźbła łaskotały ją w nos i zmuszały do niekontrolowanego kichania. Potarła nos łapą i zachichotała. Musiała wyglądać naprawdę komicznie tak psikając i charcząc. Na szczęście nikt jej nie widział.
Trudno było kogoś spotkać w takim miejscu. Nierówny teren, zdradzieckie zapadliny w podłożu i niebezpieczne bandy lwów, które często napadały na podróżnych sprawiały, że rzadko napotykano w tych stronach wędrowców. Tym lepiej dla Uchungu, która wolała nie rzucać się w oczy i trzymać na dystans od stad. To właśnie sprawiało, że w Dolinie Światła czuła się bezpiecznie i mogła spokojnie kontynuować podróż.
Wspinała się po kamieniach zaskakująco zwinnie i szybko. W dość krótkim czasie pokonała całkiem spory odcinek drogi nie łapiąc przy tym w ogóle zadyszki. Uwielbiała wspinaczki i wysiłek fizyczny. Już jako dziecko wymykała się z domu i biegała po sawannie w poszukiwaniu nowych przygód.
,,Nie skacz tak, bo jeszcze coś sobie złamiesz!" - przypomniał jej się zaniepokojony głos matki, która z niezadowoleniem kręciła głową, gdy Uchungu ze śmiechem wybiegała z domu.
Lwica uśmiechnęła się wspominając dawne czasy. Tego właśnie jej brakowało: porządnego zmęczenia i silnej dawki adrenaliny. Ostatni okres jej życia nie należał do najprzyjemniejszych. Więzienie było dla niej prawdziwym piekłem. Dla lwicy, która nad życie kochała wolność, niewola była niezwykle trudna. Między innymi dlatego teraz starała się na każdym kroku korzystać ze swobody. W końcu to za nią tak bardzo tęskniła. No i za kimś jeszcze. Wkrótce i tę osobę spotka. Wszystko będzie tak jak dawniej. Zupełnie tak jak dawniej...
Przymknęła oczy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawy z tego, że weszła na sam szczyt góry. Silny wiatr targał jej sierść na wszystkie strony. Pochyliła się przyglądając Afryce z góry. Lubiła wysokość. Nigdy nie rozumiała dlaczego inni się jej boją. Ona sama lubiła mieć na wszystko oko i wypatrywać zagrożenia z góry. Widziała wtedy wszystko co się dzieje i nic nie było w stanie umknąć jej uwadze. Bardzo często wspinała się na podobne wysokości i przeskakiwała bez uczucia strachu z jednego kamienia na drugi. Nigdy się tego nie bała. Kochała to. Czuła się wtedy blisko nieba. Kochała niebo, w końcu już od niepamiętnych czasów tworzyło ono synonim wolności.
Uśmiechnęła się do siebie. Jest już blisko. Czuła to. Co prawda była zaskoczona, że tak szybko pokonała dużą część drogi. Spodziewała się licznych utrudnień i niepowodzeń, od załamania pogodowego, aż do niebezpiecznego zetknięcia się z innymi lwami. Wciąż nie dowierzała, że wszystko poszło po jej myśli. W każdej chwili przygotowana była, że z krzaków niespodziewanie wyskoczy rozwścieczony Askari. Ten lew naprawdę nigdy nie da sobie z nią spokoju nim nie dopnie swego. ,,Co za upierdliwy typ" - myślała z niezadowoleniem Uchungu. Uganianie się za nią traktowała już jak monotonną codzienność. Potrzebowała wrażeń i nowych atrakcji, które mile urozmaiciłyby jej nudne życie. Tymczasem Askari i reszta grupy nadal nie zmieniali taktyki, więc ściganie zbiegłej więźniarki nie wydawało się tak ekscytujące jak początkowo.
Lwica zaczęła powoli schodzić ze wzniesienia. Teraz chciała jak najszybciej dotrzeć na Lwią Ziemię. Liczyła, że chociaż tam będzie się mogła nieco rozerwać. W końcu trzeba należycie powitać tak niespotykanego i ważnego gościa, prawda?
Tym bardziej, że Uchungu nie była pierwszą lepszą lwicą z biednego domu, a wywodziła się z bogatej i znanej w całej Afryce rodziny, która cieszyła się niemałym szacunkiem. Gdyby nie liczne przewinienia i mordy, które znacznie zepsuły jej reputację pewnie chodziłaby po całej Afryce niczym prawdziwa królowa, otoczona specjalną eskortą, która zapewniałaby jej bezpieczeństwo. Nie mówiąc już o roju potulnych poddanych będących w stanie spełnić jej każdy rozkaz i kaprys. Żyłaby w dostatku i wygodzie, czczona niczym prawdziwa bogini...
Jednak Uchungu w ogóle na tym nie zależało. Nigdy nie pragnęła władzy, ani pokornych wyznawców. Nie zniosłaby wiwatów i głośnych okrzyków, na swój widok. Nie potrafiłaby patrzeć na te wszystkie ukłony i modlitwy skierowane w jej stronę. Nie chciała by ktoś jej usługiwał. Uważała, że taka uległość jest nie tyle co niepotrzebna, to jeszcze żałosna. Uważała, że wszyscy powinni żyć w miarę po równo. To, że niektórzy staczali się na same niziny społeczne uważała za żenujące i nie miała dla takich osób litości. W końcu sami doprowadzili się do takiego stanu, więc czemu miałaby im współczuć? Nie zasłużyli na żadne uczucia, skoro są tacy słabi. Tego właśnie lwica najbardziej nienawidziła - słabości. Uważała, że nikt kto nie potrafi jej zwalczać, a jedynie się w niej pogrąża nie zasługuje na życie. Takie istoty należy zabić, nim zaczną się plugawić i niepotrzebnie grzeszyć.
Tak przynajmniej uważała i od kilku lat trzymała się owej myśli. Skoro nikt nie chciał działać wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła pozbywać się tych najgorszych. Gdyby tak dalej poszło, na świat przychodziłyby coraz słabsze i marniejsze lwy, aż wreszcie cały gatunek mógłby wymrzeć, a tego chyba każdy chciałby uniknąć. Dlatego Uchungu zabijała. Nie czuła przez to wyrzutów sumienia. Nie miała nic złego na myśli. Przecież robiła to dla ich dobra. Powinni być wdzięczni. Wciąż nie mogła rozgryźć dlaczego ją za to zamknęli. Ona ich wszystkich ratowała!
Przechyliła głowę w zamyśleniu. Nie czekając dłużej ruszyła w dalszą drogę. Już niedaleko... Świadomość, że znajduje się tak blisko celu wprawiała ją niemal w szaleńczą radość. I mimo, że z jej twarzy nie można było nic wyczytać, to wewnątrz wręcz skakała ze szczęścia. Już dawno nauczyła się nie okazywać emocji - stary nawyk, jeszcze z dzieciństwa. Musiała przyznać, że nawet bardzo przydatny. Przynajmniej nikt nie mógł zgadnąć jej myśli i przewidzieć kolejnego ruchu. Wszystko to sprawiało, że Uchungu była osobą nieprzewidywalną i do tego trudną do zmanipulowania. Cechy w sam raz dla ściganej terrorystki.
Kiedyś jednak taka nie była. Szczęście towarzyszyło jej na każdym kroku. Z czasem jednak każda sielanka musi się skończyć. Miała tego pełną świadomość. Wtedy też Uchungu się zmieniła. Zmieniła na przymus. Wcale tego nie chciała, ale tak było lepiej i dla niej i dla jej otoczenia. Porzuciła prostą drogę, a zamiast tego kroczyła przez życie przepełnione bólem i złem. Do końca nie wiedziała dlaczego podjęła tę decyzję. Ten mrok ją wchłaniał i niszczył serce. Obcowała z nim przez tak długi czas, że potrafiła go zaakceptować, a nawet pokochać. Odtąd zawsze towarzyszyła jej ciemność. Zawsze i wszędzie były razem.
Dlatego przeżyła niemały szok, gdy z najciemniejszych czeluści więzienia wyszła na powierzchnię. Wolność oznaczała nowe życie i kolejną szansę na poprawienie swych błędów. Jednak gdy Uchungu zobaczyła niewielki blask światła na końcu mrocznej ścieżki, jedynie go odtrąciła. Zbyt zżyła się ze światem wiecznego zła. Nie chciała pozbywać się z serca tej odwiecznej plamy nienawiści. Takie życie uważała za najlepsze. Niszczenie innych istnień nie uważała za szczególnie okrutne. Zabijała tylko tych słabych. Tych, którzy uważali świat za zły i niesprawiedliwy. Tych, którzy pragnęli skończyć swoje życie spektakularnym skokiem do wąwozu.
Lwica czasami obserwowała próby samobójcze swych ofiar. Uważała ich słabość za żałosną. To, jak łatwo się poddawali i myśleli, że gdy ze sobą skończą już wszystko będzie dobrze wydawało się żenujące. Uchungu patrzyła na takich z pogardą, a czasami i kpiącym uśmieszkiem czającym się gdzieś niewinnie przy kącikach ust. Zawsze wydawała się silna psychicznie i nie załamywała się niepowodzeniami. Mimo wszystko była słaba. Nawet bardzo słaba i wiedziała o tym doskonale. Ale jednak starała się zwalczać swoje słabości i nie poddawać się bez walki.
Kiedyś łatwo popadała w rozpacz. Poddawała się jego działaniom i zamykała w sobie. Teraz gdy to wspomina krzywi się z odrazą. Jednak tak kiedyś to wyglądało.
Najpierw bezgraniczna radość ustąpiła miejsce wielkiemu smutkowi, który opanował jej umysł. Nie mogła już się uratować od tego bólu. Z każdą chwilą zatracała się w nim coraz bardziej. Zmęczony umysł nie dawał sobie rady z kolejnymi falami bólu. Lwica straciła kontrolę i nie mogła już jej odzyskać. Musiała zginąć... Było to dla niej jedynym rozwiązaniem.
Uchungu była osobą, której przeznaczeniem było zginąć, aby narodzić się na nowo. Tak też powróciła na świat. Jako zupełnie ktoś inny. Zmienił się jej charakter i cały światopogląd. Jakby osoba, którą była wcześniej zginęła bezpowrotnie. Tak też się czasem czuła: martwa w środku. Wiedziała jednak, że gdzieś tam, głęboko drzemie jej prawdziwa dusza. Teraz czeka tylko na kogoś, kto zdoła ją uwolnić...
- Och, na pewno już niecierpliwie oczekujesz mojego przybycia kochanie! - zawołała wesoło, a jej słowa odbiły się echem od wysokich skał. Podskoczyła parę razy radośnie i okręciła się w efektownym piruecie, w wyniku czego ześlizgnęła się z kamienia, na którym wcześniej stała. Wylądowała w gęstej trawie. Pojedyncze źdźbła łaskotały ją w nos i zmuszały do niekontrolowanego kichania. Potarła nos łapą i zachichotała. Musiała wyglądać naprawdę komicznie tak psikając i charcząc. Na szczęście nikt jej nie widział.
Trudno było kogoś spotkać w takim miejscu. Nierówny teren, zdradzieckie zapadliny w podłożu i niebezpieczne bandy lwów, które często napadały na podróżnych sprawiały, że rzadko napotykano w tych stronach wędrowców. Tym lepiej dla Uchungu, która wolała nie rzucać się w oczy i trzymać na dystans od stad. To właśnie sprawiało, że w Dolinie Światła czuła się bezpiecznie i mogła spokojnie kontynuować podróż.
Wspinała się po kamieniach zaskakująco zwinnie i szybko. W dość krótkim czasie pokonała całkiem spory odcinek drogi nie łapiąc przy tym w ogóle zadyszki. Uwielbiała wspinaczki i wysiłek fizyczny. Już jako dziecko wymykała się z domu i biegała po sawannie w poszukiwaniu nowych przygód.
,,Nie skacz tak, bo jeszcze coś sobie złamiesz!" - przypomniał jej się zaniepokojony głos matki, która z niezadowoleniem kręciła głową, gdy Uchungu ze śmiechem wybiegała z domu.
Lwica uśmiechnęła się wspominając dawne czasy. Tego właśnie jej brakowało: porządnego zmęczenia i silnej dawki adrenaliny. Ostatni okres jej życia nie należał do najprzyjemniejszych. Więzienie było dla niej prawdziwym piekłem. Dla lwicy, która nad życie kochała wolność, niewola była niezwykle trudna. Między innymi dlatego teraz starała się na każdym kroku korzystać ze swobody. W końcu to za nią tak bardzo tęskniła. No i za kimś jeszcze. Wkrótce i tę osobę spotka. Wszystko będzie tak jak dawniej. Zupełnie tak jak dawniej...
Przymknęła oczy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawy z tego, że weszła na sam szczyt góry. Silny wiatr targał jej sierść na wszystkie strony. Pochyliła się przyglądając Afryce z góry. Lubiła wysokość. Nigdy nie rozumiała dlaczego inni się jej boją. Ona sama lubiła mieć na wszystko oko i wypatrywać zagrożenia z góry. Widziała wtedy wszystko co się dzieje i nic nie było w stanie umknąć jej uwadze. Bardzo często wspinała się na podobne wysokości i przeskakiwała bez uczucia strachu z jednego kamienia na drugi. Nigdy się tego nie bała. Kochała to. Czuła się wtedy blisko nieba. Kochała niebo, w końcu już od niepamiętnych czasów tworzyło ono synonim wolności.
Uśmiechnęła się do siebie. Jest już blisko. Czuła to. Co prawda była zaskoczona, że tak szybko pokonała dużą część drogi. Spodziewała się licznych utrudnień i niepowodzeń, od załamania pogodowego, aż do niebezpiecznego zetknięcia się z innymi lwami. Wciąż nie dowierzała, że wszystko poszło po jej myśli. W każdej chwili przygotowana była, że z krzaków niespodziewanie wyskoczy rozwścieczony Askari. Ten lew naprawdę nigdy nie da sobie z nią spokoju nim nie dopnie swego. ,,Co za upierdliwy typ" - myślała z niezadowoleniem Uchungu. Uganianie się za nią traktowała już jak monotonną codzienność. Potrzebowała wrażeń i nowych atrakcji, które mile urozmaiciłyby jej nudne życie. Tymczasem Askari i reszta grupy nadal nie zmieniali taktyki, więc ściganie zbiegłej więźniarki nie wydawało się tak ekscytujące jak początkowo.
Lwica zaczęła powoli schodzić ze wzniesienia. Teraz chciała jak najszybciej dotrzeć na Lwią Ziemię. Liczyła, że chociaż tam będzie się mogła nieco rozerwać. W końcu trzeba należycie powitać tak niespotykanego i ważnego gościa, prawda?
Tym bardziej, że Uchungu nie była pierwszą lepszą lwicą z biednego domu, a wywodziła się z bogatej i znanej w całej Afryce rodziny, która cieszyła się niemałym szacunkiem. Gdyby nie liczne przewinienia i mordy, które znacznie zepsuły jej reputację pewnie chodziłaby po całej Afryce niczym prawdziwa królowa, otoczona specjalną eskortą, która zapewniałaby jej bezpieczeństwo. Nie mówiąc już o roju potulnych poddanych będących w stanie spełnić jej każdy rozkaz i kaprys. Żyłaby w dostatku i wygodzie, czczona niczym prawdziwa bogini...
Jednak Uchungu w ogóle na tym nie zależało. Nigdy nie pragnęła władzy, ani pokornych wyznawców. Nie zniosłaby wiwatów i głośnych okrzyków, na swój widok. Nie potrafiłaby patrzeć na te wszystkie ukłony i modlitwy skierowane w jej stronę. Nie chciała by ktoś jej usługiwał. Uważała, że taka uległość jest nie tyle co niepotrzebna, to jeszcze żałosna. Uważała, że wszyscy powinni żyć w miarę po równo. To, że niektórzy staczali się na same niziny społeczne uważała za żenujące i nie miała dla takich osób litości. W końcu sami doprowadzili się do takiego stanu, więc czemu miałaby im współczuć? Nie zasłużyli na żadne uczucia, skoro są tacy słabi. Tego właśnie lwica najbardziej nienawidziła - słabości. Uważała, że nikt kto nie potrafi jej zwalczać, a jedynie się w niej pogrąża nie zasługuje na życie. Takie istoty należy zabić, nim zaczną się plugawić i niepotrzebnie grzeszyć.
Tak przynajmniej uważała i od kilku lat trzymała się owej myśli. Skoro nikt nie chciał działać wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła pozbywać się tych najgorszych. Gdyby tak dalej poszło, na świat przychodziłyby coraz słabsze i marniejsze lwy, aż wreszcie cały gatunek mógłby wymrzeć, a tego chyba każdy chciałby uniknąć. Dlatego Uchungu zabijała. Nie czuła przez to wyrzutów sumienia. Nie miała nic złego na myśli. Przecież robiła to dla ich dobra. Powinni być wdzięczni. Wciąż nie mogła rozgryźć dlaczego ją za to zamknęli. Ona ich wszystkich ratowała!
Przechyliła głowę w zamyśleniu. Nie czekając dłużej ruszyła w dalszą drogę. Już niedaleko... Świadomość, że znajduje się tak blisko celu wprawiała ją niemal w szaleńczą radość. I mimo, że z jej twarzy nie można było nic wyczytać, to wewnątrz wręcz skakała ze szczęścia. Już dawno nauczyła się nie okazywać emocji - stary nawyk, jeszcze z dzieciństwa. Musiała przyznać, że nawet bardzo przydatny. Przynajmniej nikt nie mógł zgadnąć jej myśli i przewidzieć kolejnego ruchu. Wszystko to sprawiało, że Uchungu była osobą nieprzewidywalną i do tego trudną do zmanipulowania. Cechy w sam raz dla ściganej terrorystki.
Kiedyś jednak taka nie była. Szczęście towarzyszyło jej na każdym kroku. Z czasem jednak każda sielanka musi się skończyć. Miała tego pełną świadomość. Wtedy też Uchungu się zmieniła. Zmieniła na przymus. Wcale tego nie chciała, ale tak było lepiej i dla niej i dla jej otoczenia. Porzuciła prostą drogę, a zamiast tego kroczyła przez życie przepełnione bólem i złem. Do końca nie wiedziała dlaczego podjęła tę decyzję. Ten mrok ją wchłaniał i niszczył serce. Obcowała z nim przez tak długi czas, że potrafiła go zaakceptować, a nawet pokochać. Odtąd zawsze towarzyszyła jej ciemność. Zawsze i wszędzie były razem.
Dlatego przeżyła niemały szok, gdy z najciemniejszych czeluści więzienia wyszła na powierzchnię. Wolność oznaczała nowe życie i kolejną szansę na poprawienie swych błędów. Jednak gdy Uchungu zobaczyła niewielki blask światła na końcu mrocznej ścieżki, jedynie go odtrąciła. Zbyt zżyła się ze światem wiecznego zła. Nie chciała pozbywać się z serca tej odwiecznej plamy nienawiści. Takie życie uważała za najlepsze. Niszczenie innych istnień nie uważała za szczególnie okrutne. Zabijała tylko tych słabych. Tych, którzy uważali świat za zły i niesprawiedliwy. Tych, którzy pragnęli skończyć swoje życie spektakularnym skokiem do wąwozu.
Lwica czasami obserwowała próby samobójcze swych ofiar. Uważała ich słabość za żałosną. To, jak łatwo się poddawali i myśleli, że gdy ze sobą skończą już wszystko będzie dobrze wydawało się żenujące. Uchungu patrzyła na takich z pogardą, a czasami i kpiącym uśmieszkiem czającym się gdzieś niewinnie przy kącikach ust. Zawsze wydawała się silna psychicznie i nie załamywała się niepowodzeniami. Mimo wszystko była słaba. Nawet bardzo słaba i wiedziała o tym doskonale. Ale jednak starała się zwalczać swoje słabości i nie poddawać się bez walki.
Kiedyś łatwo popadała w rozpacz. Poddawała się jego działaniom i zamykała w sobie. Teraz gdy to wspomina krzywi się z odrazą. Jednak tak kiedyś to wyglądało.
Najpierw bezgraniczna radość ustąpiła miejsce wielkiemu smutkowi, który opanował jej umysł. Nie mogła już się uratować od tego bólu. Z każdą chwilą zatracała się w nim coraz bardziej. Zmęczony umysł nie dawał sobie rady z kolejnymi falami bólu. Lwica straciła kontrolę i nie mogła już jej odzyskać. Musiała zginąć... Było to dla niej jedynym rozwiązaniem.
Uchungu była osobą, której przeznaczeniem było zginąć, aby narodzić się na nowo. Tak też powróciła na świat. Jako zupełnie ktoś inny. Zmienił się jej charakter i cały światopogląd. Jakby osoba, którą była wcześniej zginęła bezpowrotnie. Tak też się czasem czuła: martwa w środku. Wiedziała jednak, że gdzieś tam, głęboko drzemie jej prawdziwa dusza. Teraz czeka tylko na kogoś, kto zdoła ją uwolnić...
_________________
Proszę bardzo! Znów mamy naszą uroczą Uchungu, która prawdopodobnie pojawi się też w dalszych rozdziałach.
No bo to taka ważna postać <3
Wiem, że niektórym może nie przypaść do gustu stosunek Uchungu do lwiego społeczeństwa, ale już taką ją zaplanowałam. Mam nadzieję, że się nie rozczarowaliście.
Zawsze jakimś magicznym sposobem zapominam Wam podziękować za tyle miłych słów, które do mnie mówicie piszecie. Normalnie aż się ciepło gdzieś tam w sercu robi, a na takie komplementy to ja zdecydowanie nie zasłużyłam, bo wiem, że są osoby, które piszą ode mnie dużo lepiej. Cieszę się, że tak wytrwale śledzicie bloga.
Cóż, teraz czekajcie na kolejny rozdział, a mogę obiecać, że następnym razem będzie się dużo działo!
Nie mów tak, że nie zasłużyłaś na komplementy albo to że są osoby, które piszą lepiej. Obniżasz sobie samoocenę, niesłusznie. Każdy ma swój styl pisania.
OdpowiedzUsuńJa np. kocham Twoje opisy, zapierają dech w piersiach. Po prostu są rewelacyjne. Tak trzymać :D
Btw. super rozdział oraz jej treść. Mega opisałaś postać Uchungu, polubiłem ją. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
Fenomenalny rozdział nwm jak ty to robisz,ale gdy to czytam czuje się jak by tam była.Moim zdaniem zasłużyłaś na te miłe słowa,ponieważ stałaś się jedną z moich ulubionych blogerek. "Lwica czasami obserwowała próby samobójcze swych ofiar. Uważała ich słabość za żałosną. To, jak łatwo się poddawali i myśleli, że gdy ze sobą skończą już wszystko będzie dobrze wydawało się żenujące. Uchungu patrzyła na takich z pogardą, a czasami i kpiącym uśmieszkiem czającym się gdzieś niewinnie przy kącikach ust" Ten fragment jest cudny <3 Nie da się go opisać nwm czemu,ale po prostu jest w nim coś magicznego:D
OdpowiedzUsuń" Uchungu była osobą, której przeznaczeniem było zginąć, aby narodzić się na nowo. Tak też powróciła na świat. Jako zupełnie ktoś inny. Zmienił się jej charakter i cały światopogląd. Jakby osoba, którą była wcześniej zginęła bezpowrotnie. Tak też się czasem czuła: martwa w środku. Wiedziała jednak, że gdzieś tam, głęboko drzemie jej prawdziwa dusza. Teraz czeka tylko na kogoś, kto zdoła ją uwolnić..."Natomiast ten pokazuje jak bardzo lubię Uchungu i jaką jest tajemniczą postacią.Naprawdę bardzo mi się podoba i tak jak ty zdążyłam już ją pokochać<3 Naprawdę rozdział się bardzo miło czytało i mam nadzieje,że kolejny pojawi się równie szybko:D
Kocham Uchungu! :) Ona jest taka tajemnicza i w ogóle cały rozdział naprawdę naprawdę mnie wciągnął. Czekam na kolejny z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lwie-opowiesci
Czy powinno mnie przerażać, ża w niektórych kwestiach mam takie samo zdanie jak Uchungu? xD Naprawdę ją polubiłam! Super opisujesz jej uczucia i rozmyślania. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :* Uchungu to świetna lwica i taka tajemnicza. Z niecierpliwością czekam na next :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Nie krytykuj się tak, bo twoje blogi są zdecydowanie moimi ulubionymi i wszystkie zasługują na miłe słowa ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Uchungu, a z każdą kolejną notką zaczyna się robić coraz ciekawiej.
Czekam na c.d :*
Lubię twoje rozdziały. Bardzo dokładnie opisałaś Uchnugu i można było się sporo o niej dowiedzieć. Mnie na pewno nic z charakteru lwicy nie rozczarowało. Nie zamartwiaj się tym, czy ktoś pisze lepiej od ciebie. Moim zdaniem piszesz doskonale, czasem ja nawet zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie spodobał mi się ten rozdział. Przeplatany opis postaci z tym, co aktualnie robi. Masz talent ;)
OdpowiedzUsuńUbóstwiam Twoje opisy są mega piękne. Coraz bardziej podoba mi się postać Uchungu i tak mi się wydaje, że jest siostrą Uru. Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńCześć, dopiero niedawno trafiłam na twojego bloga i tak się zastanawiam - czemu nie wiedziałam o nim wcześniej!? Rworzysz naprawdę piękne opisy, skutecznie można "wczuć się" w psychikę bohaterów. Bardzo polubiłam Uchungu (bo czarne charaktery są zwykle najciekawsze) i myślę, że jest ona w jakiś sposób powiązana z Uru, której charakterek również jest na wielki plus. Nie znam poprzedniej wersji bloga, dlatego zastanawia mnie, kim będzie Machafuko - siostrą Mufasy i Taki? Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i, gdybyś miała duuużo wolnego czasu, zapraszam do mnie -http://krol-lew-dalsza-historia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚliczny nowy wygląd bloga:*
OdpowiedzUsuńNo kurde... Serce na moment stanęła mi w miejscu, kiedy przeczytałam twój komentarz... Ręce mi drżały, poczułam wielką błogość i... zszokowanie. Myślałam że umrę XD
OdpowiedzUsuńPo prostu nie wiem co robiłaś na moim g****e, ale mniejsza XD
Rozdział powiem jedno: cudu :D Majstersztyk :*
Wiem ,że nie powinnam ... ,ale chciałam Cię zaprosić na losowanie. Szczegóły na moim blogu : http://historialwicymengine.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdowionka :D
Uchungu jest trochę dziwna ale ją polubiłam:)
OdpowiedzUsuńUchu i Askari są świetni. Ona się z nim droczy a on próbuje jej dorównać. Słodkie <3 Czekam na next. Kolejna wspaniała notka.
OdpowiedzUsuń