Cześć kochani!
Dzisiaj ważna wiadomość: mamy już ponad 10.000 wyświetleń! Jak dziś weszłam na bloggera i zobaczyłam statystyki, myślałam, że padnę na zawał! To dla mnie naprawdę bardzo duży sukces i dlatego na tę specjalną okazję przygotowałam notkę specjalną. Jest to krótkie opowiadanko niezwiązane z fabułą bloga. Nie powiedziałabym, że jestem nią zachwycona, ale jakaś zła też mi się nie wydaje. Mam nadzieję, że się Wam spodoba.
SPECJALNIE DLA WSZYSTKICH FANÓW TAKI/SKAZY!
Najlepszy przyjaciel
Taka już od dłuższego czasu szedł samotnie przez sawannę. Słońce już chyliło się ku zachodowi, a niebo zmieniło kolor z jasnego błękitu na pomarańcz zmieszany z delikatnym fioletem. Można więc było bez wahania stwierdzić, że Lwia Ziemia wyglądała naprawdę wspaniale. Większość zwierząt ukryło się już w swoich norach i jamach, pozostawiając księcia sam na sam ze swoimi myślami. Wzrok lewka powoli ogarnął najbliższe tereny i zbocza, wlokąc się z jednego kamienia na drugi i wchłaniając cały obraz wieczornej sawanny.
Większość stada już ułożyła się w grotach, przygotowując się do snu, jednak brązowemu jakoś udało się wymknąć z jaskini. Sam nie wiedział jak się tu znalazł. Coś po prostu kazało mu tu iść, więc zaufał instynktowi.
Teraz milcząco spoglądał na czubki afrykańskich drzew, jakby oczekując od nich dalszych wskazówek. Czuł się nieswojo, gdy nikogo nie było przy nim. Przyzwyczajony był do bliskości swojej matki, opieki wesołych ciotek, czy nawet przyjacielskich szturchnięć Mufasy. Teraz słońce zachodzi. Jego zazwyczaj jasne światło blednie, a świat powija nieprzyjemna ciemność.
Po drobnym ciałku lewka przeszedł dreszcz. Ciemność, ciemność... Jak on nienawidził ciemności! Dlaczego ona zawsze musiała nadchodzić po dniu? Dlaczego zawsze musiała go przerażać swoją groźną aurą i niebezpieczeństwem?
Tak, książę zdecydowanie nienawidził mroku i wszystkiego co było z nim związane.
Przyspieszył kroku zatapiając się w żółtej trawie. Chciał już wracać do domu. Jak najszybciej oddalić się od tych wszystkich czarnych myśli. Nie chciał znów zgubić się w ciemnościach i po omacku wypatrywać drogi powrotnej. Właśnie dlatego mrok go tak przerażał. Czuł, jakby był przez niego pochłaniany, jakby całkowicie się w nim zatracił i zgubił gdzieś prawdziwego siebie. To uczucie pojawiało się najczęściej nagle i niespodziewanie, jednak lewek miał wrażenie, że od czasu wybrania Mufasy na króla nasiliło się jeszcze bardziej.
Gdy kiedyś podzielił się swoją teorią z rówieśnikami, ci tylko wyśmiali jego bujną wyobraźnię, jednak Taka uparcie utrzymywał na swoim.
Od dłuższego czasu zastanawiał się nad złem, które czyha na niego. Lecz nawet po długich minutach, nie mógł wysilić się na wybranie odpowiednio logicznego rozwiązania.
- Taka? - usłyszał nagle zdumiony głos tuż przy uchu. Odwrócił się gwałtownie w kierunku dźwięku. Obok stało złote lwiątko i przyglądało mu się pytająco. Książę westchnął z ulgą. Prawdę powiedziawszy spodziewał się raczej niemiłego spotkania z ojcem, niż przypadkowego wpadnięcia na brata.
- Co tu robisz? - spytał brązowy, przyglądając się uważnie Mufasie. Jego niegdyś krótka grzywka, teraz już prawie opadała na oczy i nabrała rudawego odcieniu. Sam lew urósł i teraz znacznie prześcignął wzrostem zielonookiego. Również jego orzechowe oczy, w których niegdyś zobaczyć można było wesołe iskierki, teraz spoważniały i napełniły się dumą.
- Mógłbym się ciebie zapytać o to samo! Jest już wieczór, powinieneś spać w grocie! - stwierdził Muffy z właściwym sobie tonem starszego i o wiele mądrzejszego brata.
- Chciałem... porozmyślać - bąknął niewyraźnie lewek odwracając wzrok.
- Porozmyślać? Teraz? Wieczorem? Przecież ty boisz się ciemności! - zawołał z niedowierzaniem i lekką kpiną w głosie przyszły król. Normalnie Taka pewnie obraziłby się za te słowa i rzucił jakąś ciętą ripostę, ale w tym momencie kompletnie stracił ochotę na przekomarzanie się z bratem.
Mufasa westchnął i nie czekając długo ruszył przed siebie. Brązowy podreptał za nim, nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić. Między nimi panowała nieprzyjemna cisza, jednak nie przerwali jej. Przez sawannę rozchodził się jedynie miarowy dźwięk ich kroków.
Ostatecznie złoty przystanął pod rozłożystym drzewem i uniósł łeb ku górze. Niebo nabrało odcieniu granatu i teraz widać już na nim było pojedyncze gwiazdy. Książę przymknął oczy wsłuchując się jak delikatny wiatr wypełnia mu uszy i ogarnia ciało uspakajającym oddechem.
- A teraz - przemówił po chwili - chciałbym, abyś powiedział mi co się stało.
Taka nieśmiało przebrał z nogi na nogę. Co się stało... Żeby to można było tak łatwo powiedzieć! Na ogół nie dzielił się z nikim swoimi przemyśleniami. Po tym, jak potraktowali go członkowie stada wolał jednak przemilczeć wszystko. Ale... chyba mógł opowiedzieć o tym swojemu bratu? Mufasa zawsze go wspierał w najtrudniejszych chwilach. Byli praktycznie nierozłączni i mogli na sobie polegać.
Początkowo nieśmiało i nieporadnie zaczął powoli opowiadać o wszystkim. Z każdym słowem jednak nabierał odwagi i śmiałości. Czuł dziwną lekkość, gdy mógł się wreszcie komuś wyżalić ze swoich tajemnic. Na koniec przyjrzał się uważnie bratu. Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę panowała między nimi krępująca cisza. Mufasa spojrzał w gwiazdy.
- Taka... - szepnął nie odrywając wzroku od niezwykłych konstelacji i wzorów, które widniały nad jego głową - opowiadałem ci kiedyś o Wielkich Królach? - gdy usłyszał przeczącą odpowiedź uśmiechnął się lekko i kontynuował wypowiedź: - Tata mi powiedział, że w niebie żyją wszyscy wielcy władcy z przeszłości. Każdy z nich po śmierci znajduje swoje miejsce na niebie, a gwiazdy są ich oczami, którymi obserwują dzisiejszy świat. Więc, pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek poczujesz się samotny czy smutny, to Wielcy Królowie na pewno ci pomogą. Ja też - ostatnie dwa słowa dodał z szerokim uśmiechem na pyszczku. - Jak myślisz, co jest powodem tego niebezpieczeństwa, które czyha na ciebie z mroku? - zapytał. Brązowy przyjrzał mu się uważnie. Nigdy nie podejrzewał swojego brata o taką elokwencję. Cóż, Ahadi musiał go nauczyć tak się wypowiadać... I w tym właśnie momencie coś go olśniło. Poczuł niemiły uścisk w sercu i zerknął niepewnie na dziedzica tronu.
- Bracie... - odezwał się - jeżeli ty będziesz królem, to kim ja zostanę w przyszłości? - na chwilę znów doznał tego dziwnego uczucia grozy. Zatrząsł się lekko.
Brązowooki przez chwilę przypatrywał mu się zaskoczony, po czym zmarszczył brwi, co świadczyło o jego głębokim skupieniu. Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Położył łapę na sercu brązowego. - Taka, ty będziesz... - zaczął uroczyście - najwspanialszym bratem i najlepszym przyjacielem, jakiego król mógłby kiedykolwiek mieć - był pewien, że w oczach brązowego widniało szczere wzruszenie.
Sądząc po położeniu słońca nadchodził już wieczór. Do wąwozu wpadały ostatnie promienie dnia, aby wkrótce zniknąć i ustąpić miejsca smutnej szarości. Zdawało się, że wszystko zamarło w bezruchu. Śpiew ptaków ucichł, oddalając się stopniowo, aż wreszcie całkowicie zamilkł, pozostawiając Lwią Ziemię w uczuciu narastającej melancholii. W taki wieczór jak ten, całe lwie stado zaszyło się w jaskini, nie mając zamiaru wychodzić z niej aż do rana. Tylko jeden lew znajdował się wciąż poza bezpieczną grotą i trwał tak w głębokiej zadumie. Lekki wiatr rozwiewał jego czarną grzywę, która opadała mu na zielone ślepia. Widział jak słońce kryje się już za horyzontem, a najbliższe tereny ogarnia ciemna płachta. Ten wieczór zdawał się naprawdę wyjątkowy. Zdawało mu się, że znów powracają dawne wspomnienia, które tak skrupulatnie starał się ostatnimi czasy wymazać z pamięci.
Po raz ostatni odwrócił się za siebie. Jego wzrok natrafił na ciemny kształt, który nieruchomo leżał pod złamanym drzewem. Westchnął cicho. Nie chciał, żeby to wszystko rozegrało się w ten sposób, ale widocznie nie było innej rady. Najlepszy przyjaciel... Zdawało mu się, że słyszy w uszach uroczysty głos złotego lewka, który niegdyś tak często dodawał mu otuchy w najtrudniejszych chwilach.
Potrząsnął tylko zdenerwowany głową. ,,Też mi coś, braciszku" - pomyślał ze złością i nie czekając dłużej ruszył przed siebie zatapiając się w wiecznym mroku...
Większość stada już ułożyła się w grotach, przygotowując się do snu, jednak brązowemu jakoś udało się wymknąć z jaskini. Sam nie wiedział jak się tu znalazł. Coś po prostu kazało mu tu iść, więc zaufał instynktowi.
Teraz milcząco spoglądał na czubki afrykańskich drzew, jakby oczekując od nich dalszych wskazówek. Czuł się nieswojo, gdy nikogo nie było przy nim. Przyzwyczajony był do bliskości swojej matki, opieki wesołych ciotek, czy nawet przyjacielskich szturchnięć Mufasy. Teraz słońce zachodzi. Jego zazwyczaj jasne światło blednie, a świat powija nieprzyjemna ciemność.
Po drobnym ciałku lewka przeszedł dreszcz. Ciemność, ciemność... Jak on nienawidził ciemności! Dlaczego ona zawsze musiała nadchodzić po dniu? Dlaczego zawsze musiała go przerażać swoją groźną aurą i niebezpieczeństwem?
Tak, książę zdecydowanie nienawidził mroku i wszystkiego co było z nim związane.
Przyspieszył kroku zatapiając się w żółtej trawie. Chciał już wracać do domu. Jak najszybciej oddalić się od tych wszystkich czarnych myśli. Nie chciał znów zgubić się w ciemnościach i po omacku wypatrywać drogi powrotnej. Właśnie dlatego mrok go tak przerażał. Czuł, jakby był przez niego pochłaniany, jakby całkowicie się w nim zatracił i zgubił gdzieś prawdziwego siebie. To uczucie pojawiało się najczęściej nagle i niespodziewanie, jednak lewek miał wrażenie, że od czasu wybrania Mufasy na króla nasiliło się jeszcze bardziej.
Gdy kiedyś podzielił się swoją teorią z rówieśnikami, ci tylko wyśmiali jego bujną wyobraźnię, jednak Taka uparcie utrzymywał na swoim.
Od dłuższego czasu zastanawiał się nad złem, które czyha na niego. Lecz nawet po długich minutach, nie mógł wysilić się na wybranie odpowiednio logicznego rozwiązania.
- Taka? - usłyszał nagle zdumiony głos tuż przy uchu. Odwrócił się gwałtownie w kierunku dźwięku. Obok stało złote lwiątko i przyglądało mu się pytająco. Książę westchnął z ulgą. Prawdę powiedziawszy spodziewał się raczej niemiłego spotkania z ojcem, niż przypadkowego wpadnięcia na brata.
- Co tu robisz? - spytał brązowy, przyglądając się uważnie Mufasie. Jego niegdyś krótka grzywka, teraz już prawie opadała na oczy i nabrała rudawego odcieniu. Sam lew urósł i teraz znacznie prześcignął wzrostem zielonookiego. Również jego orzechowe oczy, w których niegdyś zobaczyć można było wesołe iskierki, teraz spoważniały i napełniły się dumą.
- Mógłbym się ciebie zapytać o to samo! Jest już wieczór, powinieneś spać w grocie! - stwierdził Muffy z właściwym sobie tonem starszego i o wiele mądrzejszego brata.
- Chciałem... porozmyślać - bąknął niewyraźnie lewek odwracając wzrok.
- Porozmyślać? Teraz? Wieczorem? Przecież ty boisz się ciemności! - zawołał z niedowierzaniem i lekką kpiną w głosie przyszły król. Normalnie Taka pewnie obraziłby się za te słowa i rzucił jakąś ciętą ripostę, ale w tym momencie kompletnie stracił ochotę na przekomarzanie się z bratem.
Mufasa westchnął i nie czekając długo ruszył przed siebie. Brązowy podreptał za nim, nie wiedząc, co jeszcze mógłby zrobić. Między nimi panowała nieprzyjemna cisza, jednak nie przerwali jej. Przez sawannę rozchodził się jedynie miarowy dźwięk ich kroków.
Ostatecznie złoty przystanął pod rozłożystym drzewem i uniósł łeb ku górze. Niebo nabrało odcieniu granatu i teraz widać już na nim było pojedyncze gwiazdy. Książę przymknął oczy wsłuchując się jak delikatny wiatr wypełnia mu uszy i ogarnia ciało uspakajającym oddechem.
- A teraz - przemówił po chwili - chciałbym, abyś powiedział mi co się stało.
Taka nieśmiało przebrał z nogi na nogę. Co się stało... Żeby to można było tak łatwo powiedzieć! Na ogół nie dzielił się z nikim swoimi przemyśleniami. Po tym, jak potraktowali go członkowie stada wolał jednak przemilczeć wszystko. Ale... chyba mógł opowiedzieć o tym swojemu bratu? Mufasa zawsze go wspierał w najtrudniejszych chwilach. Byli praktycznie nierozłączni i mogli na sobie polegać.
Początkowo nieśmiało i nieporadnie zaczął powoli opowiadać o wszystkim. Z każdym słowem jednak nabierał odwagi i śmiałości. Czuł dziwną lekkość, gdy mógł się wreszcie komuś wyżalić ze swoich tajemnic. Na koniec przyjrzał się uważnie bratu. Ten tylko pokiwał głową ze zrozumieniem. Przez chwilę panowała między nimi krępująca cisza. Mufasa spojrzał w gwiazdy.
- Taka... - szepnął nie odrywając wzroku od niezwykłych konstelacji i wzorów, które widniały nad jego głową - opowiadałem ci kiedyś o Wielkich Królach? - gdy usłyszał przeczącą odpowiedź uśmiechnął się lekko i kontynuował wypowiedź: - Tata mi powiedział, że w niebie żyją wszyscy wielcy władcy z przeszłości. Każdy z nich po śmierci znajduje swoje miejsce na niebie, a gwiazdy są ich oczami, którymi obserwują dzisiejszy świat. Więc, pamiętaj, że jeśli kiedykolwiek poczujesz się samotny czy smutny, to Wielcy Królowie na pewno ci pomogą. Ja też - ostatnie dwa słowa dodał z szerokim uśmiechem na pyszczku. - Jak myślisz, co jest powodem tego niebezpieczeństwa, które czyha na ciebie z mroku? - zapytał. Brązowy przyjrzał mu się uważnie. Nigdy nie podejrzewał swojego brata o taką elokwencję. Cóż, Ahadi musiał go nauczyć tak się wypowiadać... I w tym właśnie momencie coś go olśniło. Poczuł niemiły uścisk w sercu i zerknął niepewnie na dziedzica tronu.
- Bracie... - odezwał się - jeżeli ty będziesz królem, to kim ja zostanę w przyszłości? - na chwilę znów doznał tego dziwnego uczucia grozy. Zatrząsł się lekko.
Brązowooki przez chwilę przypatrywał mu się zaskoczony, po czym zmarszczył brwi, co świadczyło o jego głębokim skupieniu. Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Położył łapę na sercu brązowego. - Taka, ty będziesz... - zaczął uroczyście - najwspanialszym bratem i najlepszym przyjacielem, jakiego król mógłby kiedykolwiek mieć - był pewien, że w oczach brązowego widniało szczere wzruszenie.
Sądząc po położeniu słońca nadchodził już wieczór. Do wąwozu wpadały ostatnie promienie dnia, aby wkrótce zniknąć i ustąpić miejsca smutnej szarości. Zdawało się, że wszystko zamarło w bezruchu. Śpiew ptaków ucichł, oddalając się stopniowo, aż wreszcie całkowicie zamilkł, pozostawiając Lwią Ziemię w uczuciu narastającej melancholii. W taki wieczór jak ten, całe lwie stado zaszyło się w jaskini, nie mając zamiaru wychodzić z niej aż do rana. Tylko jeden lew znajdował się wciąż poza bezpieczną grotą i trwał tak w głębokiej zadumie. Lekki wiatr rozwiewał jego czarną grzywę, która opadała mu na zielone ślepia. Widział jak słońce kryje się już za horyzontem, a najbliższe tereny ogarnia ciemna płachta. Ten wieczór zdawał się naprawdę wyjątkowy. Zdawało mu się, że znów powracają dawne wspomnienia, które tak skrupulatnie starał się ostatnimi czasy wymazać z pamięci.
Po raz ostatni odwrócił się za siebie. Jego wzrok natrafił na ciemny kształt, który nieruchomo leżał pod złamanym drzewem. Westchnął cicho. Nie chciał, żeby to wszystko rozegrało się w ten sposób, ale widocznie nie było innej rady. Najlepszy przyjaciel... Zdawało mu się, że słyszy w uszach uroczysty głos złotego lewka, który niegdyś tak często dodawał mu otuchy w najtrudniejszych chwilach.
Potrząsnął tylko zdenerwowany głową. ,,Też mi coś, braciszku" - pomyślał ze złością i nie czekając dłużej ruszył przed siebie zatapiając się w wiecznym mroku...